Najnowsze wpisy, strona 33


sty 10 2016 Senny koszmar...
Komentarze (0)

W małej komórce pod schodami siedziała skulona dziewczynka. Miała na sobie cieniutką koszulkę nocną, którą naciągnęła na bose nóżki. Patrzyła przerażonymi oczętami na mały otwór wejścia do komórki, z którego sączyło się słabe światło. Spojrzała w górę, a tam również ujrzała słabe prześwity, ale przedostające się przez szczeliny w schodach. W domu panowała głucha cisza.
Nagle snopy światła ze szczelin między schodami zadrgały. Przez chwilę nic się więcej nie działo, aż dziewczynka usłyszała ciche stuknięcie. Ten stuk powtórzył się, tym razem jednak głośniej, i wciąż się powtarzał, przybierając na mocy, a wtedy zobaczyła, co tak stuka. Przez szczeliny dziewczynka zobaczyła stopy swego ojca, który schodził po schodach. Trzymał w ręce coś, co przypominało lalkę rozmiarów człowieka, którą ujął za nogę i ciągnął za sobą. Głowa lalki spadała ze stopni uderzając nieprzyjemnie w drewniane schody. Nie widziała dokładnie, ale przez chwilę wydawało jej się, że włosy tej lalki są strasznie czerwone.
Łup... Łup... Łup...
Dziewczynka patrzyła, jak jej tata schodzi na sam dół. Trochę kurzu wzbiło się w powietrze ze schodów, przez co poczuła duszności w tej ciasnej małej komórce. Objęła mocniej swoje drżące kolanka, gdy mężczyzna zatrzymał się nagle. Z wściekłością odrzucił od siebie lalkę. Dziewczynka kaszlnęła cichuteńko, co przypominało bardziej pisk myszy. Jednak i ten słaby dźwięk nie umknął uwadze mężczyzny. Wolno, jakby nigdzie mu się nie spieszyło, podszedł do drzwi komórki pod schodami. Otworzył je powoli, z głośnym skrzypnięciem, głuchym jękiem. Jasny snop światła padł na bladą twarz dziewczynki. Tylko twarzy mężczyzny wciąż nie było widać.
- Tatusiu, czy chcesz zrobić mi krzywdę? – zapytała słabiutkim głosikiem.
- Nie – wyszeptał w odpowiedzi ojciec tonem, który był na swój sposób czuły. Wyciągając rękę. – Chodź. Pójdziemy do mamy...
Dziewczynka wstała ostrożnie, wahając się nieco. Ale podeszła do ojca i razem wyszli z komórki pod schodami. Gdy dziewczynka przyzwyczaiła się już do światła i mogła spojrzeć na lalkę leżącą na podłodze, zobaczyła nie lalkę właśnie, lecz... jej matkę. Gdy zdziwiona podniosła wzrok na tatę, ten już zamachnął się z młotkiem w dłoniach...........





strega63   
sty 10 2016 Moc przekleństw...
Komentarze (0)

Uważajmy zwłaszcza na to, co mówimy swoim dzieciom. One nie potrafią bronić się przed naszymi słowami, ponieważ są szczególnie mocno z nami związane.

Przekleństwo ma ogromną moc: niemal zawsze się spełnia. Nie życz innym nieszczęścia, bo może przydarzyć się i tobie.

Jeszcze w średniowieczu ślepo wierzono w moc klątwy. Stanowiła potężną broń w ręku papieża. Ekskomunikowany człowiek skazany był na nędzę i samotność - kiedy został wyklęty ze wspólnoty chrześcijan, odsuwała się od niego nawet rodzina. Przekleństwo miało więc moc sprawczą. Wierzono też w potęgę wiedźm, które mogły rzucić urok na każdego, kto nieopatrznie wszedł im w drogę. Taki pechowiec dotkliwie cierpiał, póki nie udało mu się udobruchać rozgniewanej czarownicy. Zdarzało się, że nieszczęścia sypały mu się na głowę jedno po drugim: padało bydło, zaraza niszczyła zboże, dzieci chorowały, a młoda żona odchodziła z innym...
Afrykanie do dzisiaj wierzą, że szaman może sprowadzić na dowolnego człowieka nie tylko nieszczęścia, ale także śmierć.
Jeszcze w XIX w. we Włoszech powszechnie bano się ,urocznego oka". Każdy, na kogo spojrzał obdarzony nim człowiek, wkrótce zapadał na śmiertelną chorobę. Przed diabelskim spojrzeniem można się było do pewnego stopnia obronić, wysuwając skrzyżowane palce dłoni lub nosząc przy szyi czerwoną wstążkę albo koralik. Czy wszystkie te przypadki można uznać za przesądy, raczej trudno osądzić. Jest przecież faktem, że to, w co wierzymy, staje się rzeczywistością. Jeżeli cała społeczność jest przekonana, że jakiś człowiek ma piekielną moc i może sprowadzać na innych nieszczęścia - tak zaczyna się dziać naprawdę... Być może więc klątwy i uroki rzucane przez ludzi nie są czczym wymysłem. Ich potwierdzenie możemy znaleźć wokół siebie. Wystarczy przysłuchać się opowieściom znajomych.
- Pokłóciłam się kiedyś z długoletnią przyjaciółką - opowiada Barbara, lat 29.
- Przyznaję, miała powód, by czuć do mnie żal.
"Nienawidzę cię" - krzyczała w gniewie.
- "Chcę, żebyś cierpiała. Żebyś cierpiała bardziej ode mnie!" To było straszne. Ale jeszcze gorsze rzeczy zaczęły się dziać potem: rozbiłam samochód - niegroźnie, ale musiałam sporo zapłacić za naprawę. Moja mama zachorowała i trafiła do szpitala. Sąsiedzi zalali mi mieszkanie. Zaczęłam mieć poważne kłopoty w pracy. Wystraszyłam się - ten ciąg nieszczęść nie mógł być przypadkiem. Zadzwoniłam do przyjaciółki i umówiłam się z nią na spotkanie. Przeprosiłam za to, co zrobiłam. Z czasem wszystko uspokoiło się i sytuacja wróciła do normy, ale ja przysięgłam sobie nigdy więcej nie zadzierać z Beatą. Nieszczęście można sprowadzić nieświadomie i... bardzo łatwo. Pod wpływem odczuwanego wzburzenia, czy gniewu często zupełnie bezmyślnie mówimy rzeczy okrutne - życzymy komuś śmierci, choroby. Nawet proste "Niech cię szlag trafi" czy "Idź do diabła" może zawierać potężny ładunek emocjonalny. A w takim przypadku słowa te mogą naprawdę się spełnić...
- "Nigdy ci się nic nie uda", tak mówił mój ojciec - wspomina Ewa, lat 50. - Powtarzał to ze złością. Czułam, że jest wiecznie ze mnie niezadowolony. I rzeczywiście moje życie potoczyło się zupełnie nie tak, jak chciałam. Nieudane małżeństwo, rozwód, drugie małżeństwo z alkoholikiem, częste zmiany pracy... Uwierzyłam, że niczego w życiu nie osiągnę i tak było nawet, gdy mój ojciec już umarł.
Złość, irytacja, agresja to emocje wywierające na nie ogromny wpływ. Gdy nam minie gniew, zapominamy o wykrzyczanych przekleństwach. Ale one już padły, zaistniały.
Majka ma 30 lat i od pół roku chodzi w żałobie. Jest w depresji; nigdy nie wybaczy sobie ostatniej kłótni z mężem: - Krzyczałam na niego jak szalona. Zdradził mnie, a ja życzyłam mu śmierci. Wybiegł z domu wściekły i wsiadł do samochodu. Miał wypadek. Śmiertelny. Doskonale wiem, że to była moja wina. Nie powinnam była mówić mu tych wszystkich strasznych słów. Gdyby nie ja, żyłby do dziś. Majka nie przyjmuje rozsądnej argumentacji - że jej mąż był wzburzony, jechał za szybko, nieuważnie i dlatego rozbił samochód. Jest przekonana, że to jej klątwa zabiła męża. I zniszczyła jej życie. To ostatnia i najważniejsza sprawa dotycząca przekleństw - mają wpływ również na osobę, która je rzuca. Niemal zawsze wracają rykoszetem.
Gniew wyzwala ogromną energię, która musi przecież znaleźć jakieś ujście. I - czego dowodzi życie - znajduje..

 
strega63   
sty 10 2016 Senny koszmar...
Komentarze (0)

Całkiem, całkiem niedawno i bliżej niż nam się zdaje, żyła sobie dziewczynka. Była tak bardzo zwyczajna, że aż niewidoczna w tłumie. Całkiem normalnie sobie rosła wśród zabaw z rówieśnikami. Potem w szkole robiła wszystko, żeby jej nie zauważono, bo przecież ktoś mógłby na nią spojrzeć i co by wtedy zrobiła. A kiedy zbliżała się noc dziewczynka zaczynała marzyć. Marzenia dziecięce zmieniały się z czasem w młodzieńcze. Powoli pojawiał się w nich też królewicz. I pojawiały się marzenia o przyszłości, marzyło dziewczę o tym, kim chciałaby być. Pomysłów miała kilka. Jednak nigdy nikomu ich nie ujawniła, pewnie wzbudziłyby śmiech otoczenia. Skończyła szkołę, o studiach pomarzyła i jej przeszło, może kiedyś. Poszła do pracy. Z czasem zjawił się też królewicz, tak jej się wydawało. A że królewicze to rzadkość, szybciutko wyszła za mąż, bo możliwe, że nikt inny na nią nie spojrzy. I tak żyła sobie już nie  dziewczynka dniem codziennym. Szybko okazało się, że to był przebieraniec a nie żaden królewicz. Podjęła decyzję, wolała zostać sama z dziećmi. To była dobra decyzja. I tak mijały lata. Teraz już kobieta dojrzała pracowała, zajmowała się dziećmi, domem a wieczorami znowu marzyła. Marzenia były różne. Najważniejsze żeby marzyć, tak myślała. Czas leciał coraz szybciej, a z jego upływem zmieniało się małe co nieco wokół. Maleńkie zmiany, żeby nie bolało. Dzieci stały się dorosłe, szukały własnych dróg. A dorosła dziewczynka wciąż żyła swoim życiem, chodziła do pracy, która coraz bardziej ją męczyła, wykańczała nerwowo. Wieczorami znowu marzyła. Marzenia są takie fajne. Można sobie wyobrażać, że ma się inną pracę, że mieszka się w innym miejscu. No i co najważniejsze, nic nie trzeba zmieniać. A to że rano znowu trzeba wstać i iść do tej realnej pracy, cóż… tak trzeba. Wieczorem znowu będzie można pomarzyć przed snem. I tak kończy się bajka, którą trzeba nazwać bajką o śpiącej królewnie. Tak wygląda życie wielu z nas. Jest nas cała masa, śpiące królewny i śpiący królewicze. Narzekamy, nic nam się nie podoba ale zmiany… w żadnym wypadku, one są okropne, czasem bolą i prawie zawsze łączą się z wielką niewiadomą.

strega63   
sty 10 2016 Co kryje w sobie historia Amityville?
Komentarze (0)

Chyba każdy z nas zna jakieś opowieści o nawiedzonych domach, które aż kapią od zgrozy. Słuchając często takich historii zastanawiamy się, czy faktycznie sytuacje  jakie miały miejsce w opowiadaniach tego typu są prawdziwe. Bardzo często motywem takich opowiadań jest chęć przeżycia czegoś niesamowitego, tajemniczego, z resztą człowiek z natury lubi się bać. Zwykle słyszymy, że każdy nawiedzony dom kryje w sobie tajemnicę. Jednym z najpowszechniejszych, najbardziej znanych i rzekomo opartych na faktach opowiadań o duchach nawiedzających ludzkie posiadłości jest historia Amityville. Na temat tej sprawy powstało wiele filmów dokumentalnych oraz wiele książek, a w świecie filmów grozy historia ta stała się motywem do masowej produkcji horrorów o nawiedzonych domach. Pozostaje jednak zawsze pytanie, czy rzeczywiście jest w tym choć trochę prawdy? Ten dom także posiada swoją tajemnicę...
Początkiem tej przerażającej historii była rodzinna tragedia, jaka miała miejsce w domu w Amityville. Mianowicie 13 listopada 1974 roku Ronald DeFeo, 23- letni mężczyzna, zabija sztucerem swoją rodzinę (dwie siostry, dwóch braci i swoich rodziców). Mężczyzna przyznał się do winy, podając w zeznaniach policji, że „głosy”, które nie dawały mu spokoju zmusiły go do tej zbrodni. Ronald DeFeo dostał od 25 lat pozbawienia wolności do dożywocia.
Niecały rok później, tuż przed Bożym Narodzeniem, dom kupuje rodzina Lutzów ( George i Kathy z dziećmi) za śmiesznie niską cenę $80 000. Początkowo Lutzowie nie byli zbyt pewni kupna tego mieszkania, podejrzewając, że jeśli cena jest tak niska, to w ofercie musi być zawarty jakiś „haczyk”. Jednak po wstępnych oględzinach domu rodzina decyduje się na kupno. Niedługo po wprowadzeniu się do domu życie rodziny diametralnie zmienia fala dziwnych, niewyjaśnionych zdarzeń. Mieszkańcy słyszeli dziwne dźwięki i głosy na terenie całej posiadłości, okna same się otwierały, na ścianach domu pojawiała się dziwna, niezidentyfikowana ciecz, córeczka Lutzów dziwnie się zachowywała (dziewczynka twierdziła, że ma niewidzialną koleżankę, która niegdyś mieszkała w tym domu, jednak została zamordowana brutalnie przez swojego brata). Niepokojące zachowanie przejawiał także Georg Lutz, który rzekomo miał słyszeć głosy namawiające go do zamordowania rodziny. Wkrótce jego żona Kathy decyduje się na odprawienie egzorcyzmów, które zamiast pomóc rodzinie sprawiają, że ich życie przemieniło się w prawdziwy koszmar. Po poświęceniu domu przez lokalnego proboszcza niewyjaśnione zjawiska zaczynały się powtarzać coraz częściej i z większą siłą- mieszkańcy domu widzieli kątem oka zarysy dziwnych postaci, które pojawiały się na chwilę, by za moment znów zniknąć, niezidentyfikowane hałasy dało się słyszeć częściej i głośniej, na gorsze zmieniały się także charaktery członków rodziny. Wkrótce rodzina opuszcza dom, ledwo uchodząc z życiem.
Cała historia odbiła się głośnym echem w Ameryce, zaczęto domniemywać, że może to być zwykła mistyfikacja. Całą sprawą zajęli się znani badacze zjawisk paranormalnych, chcąc doszukać się prawdy. Początkowo miejsce uznane powszechnie za nawiedzone odwiedziło dwoje ludzi: Ed i Lorraine, którzy uważali, że posiadają zdolności paranormalne. Według ich badań dom był nawiedzony przez duchy Indian, którzy porzucali w tym miejscu chorych członków swojego plemiona. Natomiast inni znawcy niewyjaśnionych zjawisk, w których znajdował się również dr Stephen Kaplan dowiedli, że cała historia nawiedzonego domu w Amityville to zwykłe oszustwo. Okazało się, że Georg Lutz wraz z Ronaldem DeFeo wymyśli tę całą historię dla celów zarobkowych. Dodatkowo Lutz nie mógł sobie poradzić z kredytem hipotecznym. Rodzina Cromartych, która wprowadziła się tego domu po Lutzach nie stwierdziła żadnej obecności nadludzkiej siły.

Większość ludzi po tym całym zajściu była raczej sceptycznie nastawiona do sprawy i traktowano ją raczej jako legendę. Natomiast zwolennicy zjawisk niewyjaśnionych próbowali mimo wszystko dowieść, że historia opowiedziana przez Lutzów jest prawdziwa. Tutaj należałoby nadmienić, że mniej więcej w tym samym czasie zginęły osoby, które zajmowały się sprawą Amityville: Jay Anson - autor książki poświęconej niewyjaśnionym zjawiskom jakie miały miejsce w Amityville, Paul Hoffman- który jako pierwszy poruszył tę sprawę w lokalnej gazecie, dr Stephen Kaplan oraz Ed Warren, którzy próbowali wyjaśnić zagadkę nawiedzonego domu. Czy za śmierć tych osób odpowiada nadludzka moc domu? A może to tylko zwykły przypadek…?

 
strega63   
sty 10 2016 "Hands resist him"
Komentarze (0)

„The Hands Resist Him” to obraz olejny na płótnie autorstwa współczesnego malarza. Trudno go zaklasyfikować do jakiegokolwiek prądu - najbliżej mu chyba do symbolizmu, gdyż odwołuje się do stanów nieświadomości i snu. Głównym elementem obrazu jest postać chłopca, którego autor utożsamia z sobą. Towarzyszy mu lalka o specyficznym, niepokojącym wyrazie twarzy, a na dalszym planie, za oknem widać dłonie. Można odnieść wrażenie, że szyba powstrzymuje coś (kogoś?), co znajduje się na zewnątrz i jednocześnie oddziela światło od ciemności. W oczy rzuca się wyraźny kontrast między obiema stronami drzwi. Pierwszy plan jest w jasnych barwach, na drugim zdecydowanie dominuje czerń. Całość sprawia, że obraz jest dość nietypowy, tajemniczy i budzi niepokój. Jest on przy tym bardzo statyczny, co wywołuje napięcie i wprowadza nastrój oczekiwania.Do namalowania obrazu zainspirowała Stonehama idea nieświadomości zbiorowej Carla Gustava Junga. Zdaniem autora ludzie sztuki w pewnym sensie odbierają sygnały w niej zawarte i artykułują je w swojej twórczości, są łącznikami z rzeczywistością. Na obrazie „The Hands Resist Him” występują cztery istotne elementy: chłopiec, lalka, rączki i szyba. Mają one znaczenie symboliczne. Dziecko jest personifikacją osoby autora, a dłonie to inne życia, inni ludzie, których łączy „wspólna, ponadosobowa psyche”. Szyba oznacza przesłonę pomiędzy jawą a snem, natomiast lalka stanowi symbol towarzysza i przewodnika między tymi stanami. Wprowadza ona chłopca-autora w świat archetypów.Tytuł „The Hands Resist Him” da się przetłumaczyć jako „dłonie stawiają mu opór”, co może oznaczać, że bezpośrednie poznanie zbiorowej nieświadomości jest dla chłopca niedostępne, gdyż treści w niej zawarte nigdy nie przedostaną się do jaźni. Umożliwia to dopiero przewodnictwo lalki. Z nią dziecko przekracza barierę i wkracza w sen, w którym ujawniają się archetypy.Wokół obrazu Stonehama krąży wiele osobliwych historii. Założyciel galerii, w której "The Hands Resist Him" był wystawiany, zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, z życiem pożegnał się również człowiek, który jako pierwszy opisał go w jednym z katalogów. Ludzie, którzy zetknęli się z obrazem mieli zawroty głowy, niektórzy mdleli, wielu z nich widziało postacie z obrazu pojawiające się w ich mieszkaniach, dzieci zaczynały płakać, gdy patrzyły na niego. Wydaje się, że dzieło to powoduje jakiś rodzaj zbiorowej histerii. Pozostaje jednak pytanie, czy jej powodem rzeczywiście są siły nadprzyrodzone, czy może raczej zręczna propaganda i autosugestia…Dzieło to zostało wystawione na aukcje (EBay) z ostrzeżeniem od ówczesnych właścicieli. Prosili, aby cenę podbijali jedynie kolekcjonerzy sztuki, ponieważ choć sami nie wierzą w zjawiska paranormalne to uważają, że obraz takie posiada. Obraz odkupili od zbieracza śmieci, który sam go znalazł w pobliżu starego browaru. Byli bardzo zdziwieni, iż w ich mniemaniu wartościowy kolekcjonersko obraz został porzucony w taki sposób.Problemy tej rodziny zaczęły się, kiedy ich 4,5 letnia córka zaczęła się skarżyć rodzicom, iż chłopiec w nocy wychodzi z obrazu i w jej pokoju znajdują się inne dzieci walczące ze sobą. Na skargi córki uwagę zwróciła matka, która zmusiła ojca do zainstalowania aparatu z samowyzwalaczem na ruch. Po trzech nocach były zdjęcia, które miedzy innymi przedstawiały chłopca pozornie wychodzącego z obrazu. Rodzina zadecydowała, że obraz musi opuścić dom.Podczas aukcji obrazu ewentualni kupcy jak i osoby oglądające przedmiot sprzedaży sygnalizowały złe samopoczucie, natarczywe wizje obrazu podczas snu i na jawie, nagłe odczucia choroby, uczucie niepokoju zagrożenia.Dzieło to zostało wystawione na aukcje (EBay) z ostrzeżeniem od ówczesnych właścicieli. Prosili, aby cenę podbijali jedynie kolekcjonerzy sztuki, ponieważ choć sami nie wierzą w zjawiska paranormalne to uważają, że obraz takie posiada. Obraz odkupili od zbieracza śmieci, który sam go znalazł w pobliżu starego browaru. Byli bardzo zdziwieni, iż w ich mniemaniu wartościowy kolekcjonersko obraz został porzucony w taki sposób.

Dołączona grafika

strega63