Zmiana przyszła niespodziewanie. Ot, świt zajrzał do sypialni. Blady, nieco rozmazany, pełen gryzącego chłodu,jak zwykle po nie przespanej nocy. Anna otworzyła okno. Uśmiechnęła się do swoich myśli. – Od dziś wszystko już będzie inne.Zanurzyła się w ciepłym deszczu prysznica. Powietrze w łazience wypełniło się zapachem frezji. Była kwiatem, który oddycha w dżdżu,drzewem, które z łagodną radością pozwala się umyć naturze, skałą,która przytula do siebie morze. – Od dziś wszystko będzie inne-Ęmyślała.Wtedy właśnie zadzwonił telefon. Nie miała ochoty rozmawiać… Ale dzwonek pobrzmiewał coraz natarczywiej, złościł się, ponaglał. Dzwoniła Ewka. – Nawet nie wiesz, co ten sukinkot wymyślił – zachrypiała zrozpaczą do słuchawki. Anna słuchała z roztargnieniem. W końcu towszystko, czego dowiedziała się od koleżanek i to, czego sama niedawno doświadczyła, było najbanalniejsze pod słońcem. Nie pierwszy raz ktoś kogoś zdradza, oszukuje, kłamie bezczelnie patrząc w oczy, wbija w poczucie winy, byleby samemu nie czuć się zbyt podle. Nie miała ochoty słuchać tej historii do końca. Sama przecież jeszcze wczoraj samotnie łykała łzy… Przerwała koleżance w połowie zdania, nie czekając nawetna wynik meczu: kto komu i jak odpowiedział.- Posłuchaj – zaśmiała się do słuchawki. – Wyobraź sobie, że założyłyśmy Stowarzyszenie Czarownic Kirke. I wyobraź jeszcze sobie, że zyskałyśmy taką moc, która pozwala nam zamieniać wrednych facetów wieprze… – Dobra! – odpowiedział jej śmiech po drugiej stronie słuchawki. – I pomyśl tylko – sama czuła jak jej sarkastyczny śmiechn abiera lekkich, dźwięcznych tonów. – Więc tylko pomyśl… Idziesz ulicą Marszałkowską, a tu wśród zwykłego tłumu ludzi – tłum wieprzy. -Dobrze, podoba mi się to! – Ewka śmiała się do łez. – I brniesz przezten tłum wieprzy… – opowiadała ubawiona Anna – i nagle widzisz przed sobą faceta w spodniach, w płaszczu, eleganckim kapeluszu. O rany,myślisz, wreszcie ktoś porządny! Przepychasz się przez ten tłumwieprzy. Chcesz dopaść tego Porządnego. Obcasów omal nie gubisz w tejzabójczej gonitwie. Wreszcie jest…! Już na odległość klepnięcia wramię. „Pan…” – zaczepiasz go. On odwraca do ciebie twarz. I odzywa się piskliwym: „Kwi… kwi…”.Obie pokładały się ze śmiechu. Aż dzień pojaśniał z radości… Od dziś wszystko będzie inaczej. Koniec z czekaniem na powroty Piotra. Koniec zzastanawianiem się nad tym, z kim znowu spędził ostatnią noc. Koniec ze słuchaniem kłamstw, w które nawet on nie próbował uwierzyć.
Anna miała w mieście kilka spraw do załatwienia, ale przedtem postanowiła iść do fryzjera. Weszła do pierwszego lepszego zakładu,który spotkała po drodze. W środku lustra świeciły pustkami. Młoda fryzjerka ze znudzoną miną popijała zimną kawę, tapirując nad czołem tlenione piórka. Anna nie miała ochoty oddać swojej głowy w jej ręce,ale tylko machnęła ręką. Raz kozie śmierć! Siadła na fotelu i rzuciła krótko: – Ścinamy na zapałkę, farbujemy na czarno. – Na czarno? – guma do żucia znieruchomiała w ustach blond fryzjerki.- Pozwól, że ja zajmę się panią… – Anna najpierw usłyszała aksamitny głos, a potem zobaczyła w lustrze za sobą brunetkę. Nie była to jakaś młoda gęś, tylko dojrzała kobieta, świadoma swojej nietuzinkowej urody.Anna chyba zasnęła. Od dziecka lubiła, gdy ktoś dotykał jej włosów. A może nie zasnęła, tylko straciła poczucie czasu? Nawet nie pamięta, co brunetka do niej mówiła, brzęcząc nożyczkami. Pogrążyła się w myślach.Aż trudno uwierzyć, że taki głupi żart może wywołać takie myśli. Co bysię stało, gdybym faktycznie miała moc czarownicy…? Już po wszystkimw lustrze nie było łagodnej złotowłosej Anny. Odbijała się w nim nieco agresywna, czarnowłosa, intrygująca czarownica. – Od dziś wszystko już będzie inne…Nawet nie zauważyła, gdzie się podziała blond-pierzasta dziewczyna.Brunetka uśmiechała się tajemniczo. – Może wypełni pani kartę naszego klienta? Podsunęła jej brulion stylizowany na starodruk. Anna bez namysłu podpisała.
Spojrzała na lustro. Najpierw usłyszała cichutki chrzęst, potem głuchy jęk. Tafla rozpadła się na tysiące srebrnych okruchów. – Jadźka! -krzyknęła brunetka w stronę zaplecza. – Trzeba wezwać szklarza. Lustrosię posypało. Chyba je ostatnio śrubami za mocno przykręcił, czy co…Anna z uśmiechem pomyślała, że pierzasta blondyna powinna fruwać jak gołębica. Kiedy zdejmowała z wieszaka swój płaszcz, usłyszała jeszcze jak brunetka z niecierpliwością nawołuje: – Jadźka, czy nie słyszysz,kiedy ciebie wołam?! Pierzasta chyba nie słyszała, bo nie odezwała się.A może gdzieś wyszła na chwilę… Na chodniku, niedaleko zakładu gołąb szukał okruchów w szparach między płytami. – Oj, Jadźka, na co tobieprzyszło! – parsknęła śmiechem Anna.Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze sporo czasu do pierwszego umówionego spotkania. Postanowiła wrócić na chwilę do domu, by sięprzebrać. Zewsząd czuła kłucie drobinek przystrzyżonych włosów.W drzwiach kamienicy spotkała żonę dozorcy. Zdziwiła się, że tastarsza, schorowana kobieta zamiata podwórze. – Oj, pani Heleno -uśmiechnęła się do kobiety – trzeba męża zagonić do roboty. To w końcu on jest tu dozorcą! – Ej, moja pani – odparła zmizerowana kobieta – jamuszę to zrobić, bo mój stary całkiem już zaniemógł. Leży w betach iruszać się nie może. Tak spuchł koło pyska, taka mu się morduchna zrobiła grubiutka, że przez chwilę pomyślałam nawet, czy on aby nie jest chory na świnkę? Może on tak od tego picia opuchł, a może to jakiś wirus…Dzień minął szybko. Dwie rozmowy z kontrahentami trzeba było przełożyć na inny termin, bo jak zapewniały ich asystentki, szczebiocząc przez telefon – pan X i pan Y poszli na zwolnienie lekarskie.Kiedy wróciła do domu, odsłuchała sekretarkę. Ewa nagrała siędwukrotnie. Raz ze śmiechem przyznała, że ten pomysł ze stowarzyszeniem czarownic, to niezła rzecz. Że jej prababcię nazywano we wsi czarownicą, więc może coś z tych zdolności przetrwało w genach… Kiedyzadzwoniła po raz drugi, w jej głosie było słychać niepokój. – Nie wiemAnka, co się stało! Rafał wyszedł po gazetę i przepadł! Kiosk jest podrugiej stronie ulicy, więc stary nawet swetra ze sobą nie wziął.Dokumentów żadnych nie zabrał. Nie ma go już od ośmiu godzin!Dzwoniła też brunetka z salonu fryzjerskiego. Przepraszała, że pozwala sobie zakłócić spokój klientki, ale chciałby zapytać czy zwróciła mu uwagę, jak jej uczennica Jadwiga wychodziła z zakładu, bo przepadła,jak kamień w wodę. Powiedziała też, że dzisiaj był taki dziwny dzień,chyba ludzi wymiotło. – Wie pani, takich cudów jeszcze nie przeżyłam -gruchała do słuchawki. – Dzwonię do szklarza, a pani, która tam sprząta powiedziała, że on w ogóle nie pojawił się dzisiaj w pracy. Nikt nie wie dlaczego…Piotr też się nie pojawił. A przecież miał taki zwyczaj, że przyjeżdżałdo domu choćby tylko po to, by zmienić koszulę. Nie zostawił też żadnej wiadomości. Anna nawet nie miała zamiaru przejmować się akurat tym przypadkiem. Tak sobie postanowiła. W końcu to dorosły facet – ma świadomość i wolny wybór. Chce sobie szkodzić – jego sprawa. Chcedo znać straty? Sam sobie na nią pracuje…
Następnego dnia… Dźwięk telefonu znowu wyrwał ją spod prysznica. Ewka nie panowała nad emocjami: – Słuchałaś dzisiaj radia, czarownico? Czy tywiesz, co się od wczoraj na świecie dzieje? Ha, ha! Na Marszałkowskiejtłum wieprzy. Jak myślisz, czy można jednego świniaka odróżnić od drugiego? Ja idę szukać swojego. Lepiej mieć własnego wieprza niż całkiem nic… A ty wybierasz się na wieprzołowy?Nie miała zamiaru. To jakaś totalna bzdura, pomyślała. Włączyła radio,ale tam tylko nadawali muzykę. Podeszła do lustra. Jej twarz wyraźnie puchła, zwłaszcza na wysokości policzków…
autor-Maria Zabłocka