Komentarze (0)
Zdaje ci się, że szaleńczy łomot twojego serca odbija się echem od kamiennych ścian, wypełniając całą salę. Skurczony w kącie wplatasz palce we włosy. Z całych sił zaciskasz pięści, aby powstrzymać ich drżenie wyrywając sobie przy tym pojedyncze kosmyki. Ból brutalnie, ale skutecznie przywraca świadomość, która usilnie próbuje cię opuścić. Czujesz, jak krople potu na całym ciele łączą się w strużki, kapią z podbródka, powodują, że ubranie nieprzyjemnie przylega do ciała. Z coraz większym trudem łapiesz oddech, coraz bardziej charczący i nieregularny. Zmysły wyostrzają się do granic wytrzymałości. Każdy szmer, najmniejszy szelest czy ruch powietrza powoduje niemal fizyczny ból. Czujesz, jak w oczekiwaniu napina się w tobie każdy pojedynczy mięsień.
Twój umysł wyławia ledwo dostrzegalne, niesprecyzowane wrażenie, a ty odruchowo zamierasz w bezruchu. Na ułamek sekundy czas zwalnia, dłuży się w nieskończoność... Mija chwila i czujesz delikatną falę ulgi, która spływa wraz z kolejnymi strugami zimnego potu oraz czegoś jeszcze - obraz przed twoimi oczami rozmywa się, a po twarzy ciekną łzy. Twoje serce, chociaż wcześniej wydawałoby się to niemożliwe, wali teraz jeszcze szybciej.
Nagle delikatny, zimny powiew wdziera się do sali. Możesz przysiąc, że czujesz na karku lodowaty, bezcielesny dotyk. Granica tego, co jesteś w stanie znieść, została właśnie przekroczona. Umysł przestaje funkcjonować, spadając z krawędzi w bezdenną, mroczną przepaść. Władzę nad ciałem przejmuje instynkt. Błyskawicznie zrywasz się z posadzki. Nogi, wiedzione jakby niezależnymi od siebie świadomościami, plączą się przemieszczając cię jednak jakimś cudem do przodu. Z trudem doskakujesz do drzwi i szarpiesz z całej siły. Łapczywie chwytasz chłodne, wieczorne powietrze. Kłujący ból momentalnie przebija twoje płuca. Zeskakując ze schodów zataczasz się, całą świadomość skupiając na tym, żeby utrzymać się na nogach. Czujesz jednak jak uginają się bezwładnie, nie wytrzymując obciążenia. Kiedy ziemia nagle się obraca, czujesz tylko falę bólu i zapach świeżej ziemi. Targnięty nagłym impulsem zmuszasz ciało do nadludzkiego wysiłku. W ułamku sekundy podnosisz się i w szaleńczym biegu ruszasz przed siebie. Obraz rozmazuje się i kołysze coraz bardziej. Tępy ból nogi poprzedza kolejny upadek, przetaczasz się przez coś twardego. Nie zwracasz na to uwagi, ruszasz dalej. Każdy kolejny krok zaostrza pulsujący ból. Nagle słyszysz krzyk, przeraźliwy, przeszywający. Dociera do ciebie, że to twój własny. Złapanie oddechu graniczy już z cudem. Kolejna, wszechogarniająca fala bólu zdaje się pochodzić z każdego, najmniejszego nawet kawałka ciała, każdego nerwu, pojedynczej komórki. Przemęczone zmysły przestają reagować. Obraz zaczyna wirować, zasnuwa się czernią, po czym powoli całkowicie znika. Ból mija. Dźwięki cichną. Nastaje spokój. Niezmącony. Pierwotny.
Nevermore