Bestia...
Komentarze: 0
Wewnątrz otchłani kryje się Miejsce, Które Nie Widziało Boga; kwitną w nim Kwiaty Zła, a najmroczniejsze fantasmagorie znajdują ujście - ziemię, która wyda doskonały plon cierpienia. Właśnie tam - w tętniącym sercu nieogarniętego, całkowitego zmierzchu - rodzi się potwór. Syn Lilith i Behemota. Brat Fatum. Bestia obarczona brzemieniem ciemności. Jej narodzinom towarzyszy piekielny, dantejski ryk, kojarzący się z perfidnie zniekształconym chórem archanielskich trąb. Na plugawym, odrażającym obliczu Bestii maluje się zepsucie, chaos, spleen. Minotaur Nocy staje się szatańskim nasieniem. Wije się niczym wąż, rozcapierzając szpony stworzone do szarpania, zadawania bólu. Nadszedł jej czas.
Skowycząc, Bestia podnosi się na zrogowaciałe kolana; jej zawodzenie sunie po rozlazłej pajęczynie bólu niczym łódź pełna potępionych dusz, jest słyszalne w odmętach Styksu, w czeluściach Hadesu. Odbija się od pękających skał, niemych obserwatorów nadchodzącego Zła i powraca ze zdwojoną mocą nienawiści.
Bestia stoi i sapie. Nie jest jeszcze dostatecznie silna; słaba niczym niemowlę potrzebuje pokarmu - pożywki wyrabianej z mieszaniny ludzkich uczuć i czynów. Na razie jest niemal tak bezbronna, jak mysz w szponach jastrzębia, mucha w pajęczej sieci, jest ślepa jak pisklę w orlim gnieździe i uległa niczym niewolnik skuty kajdanami na olbrzymiej galerze. Zniewolona absolutnym złem swojej istoty powoli stąpa w kierunku słońca. Jest głodna.
Nagle Bestia zatacza się, przewraca, przestaje oddychać. Czuje palący ból, rozdzierający jej cielsko w okolicach lewej piersi. Dostaje drgawek; skurcze rzucają nią tak, jak spienione oceaniczne tsunami miotają zagubionymi okrętami. Metalowa obręcz obejmuje swymi pewnymi dłońmi jej szyję.
Czyżby czysty jak łza, jak lodowa tafla podmuch miłości był w stanie oprzeć się Bestii?
Metalowa obręcz pęka, drgawki ustają, oddech powraca. Bestia podnosi się i ryczy w geście tryumfu. Jest teraz wszystkim: alfą i omegą, skazańcem i katem, myśliwym i zwierzyną, początkiem i końcem.
Bestia podnosi z ziemi zeschniętą ludzką czaszkę i miażdży ją swymi potężnymi łapskami, zamieniając w suchy proch. Wysoko w górze czarny, złowieszczy obłok powiększa się, zasnuwając wszystko wszechobecnym cieniem. Alfa i Omega. Początek i koniec.
Daleko - za ostatnim uśmiechem milczącego księżyca, gdzie niebo spotyka się z ziemią całując góry, które nie mają szczytu, gdzie ostatni jastrząb zrywa się do lotu - przychodzi na świat Rycerz. Nie patrząc za siebie przypasuje srebrny miecz, zatrzaskuje przyłbicę i przecinając wiatr, podobny do strzały wysłanej w niebo, bieży na spotkanie Zła. Polegnie ugodzony czarnym ostrzem lub zwycięży i odjedzie w blasku gwiazd...
Czerń nocy, pustka, spokój. Szelest w oddali ciągle narasta. To on nadjeżdża w przepięknym blasku. Pan Światła na swoim złotym rumaku. Największy spośród wojowników wszystkich światów - Rycerz Ludzkiego Sumienia. Staje przed obliczem Bestii, by zniszczyć swego odwiecznego wroga...
Stal przecina mroku istnienie. Srebrzyste ostrze Rycerza dosięga upadłej Bestii; Piekielny Dziedzic nie ma już władzy, zamienia się w pył. Rycerz odjeżdża ku zachodowi Jedynego Słońca, wraz z nim znika złoty blask. Miejsce, Które Nie Widziało Boga znów jest opuszczone...
W głębi - za korytarzem rozświetlonym iskrą złocistego słońca, za błękitem dryfującym na morzu pragnień i ogrodem różanych snów, w miejscu, w którym wygasa blask, wypalony przez fale zcieniowanych refleksów szarości, rodzi się kolejna Bestia...
Na złotym rumaku pędzi już ku niej kolejny Rycerz Ludzkiego Sumienia, Pan Światła, ze srebrnym mieczem przypasanym u boku, by ugodzony czarnym ostrzem polec lub zwyciężyć i odjechać w blasku gwiazd...
Dodaj komentarz