Najnowsze wpisy, strona 41


sty 09 2016 Historia Emily Rose...Wierzyc,czy nie?
Komentarze (0)

"Nie wiem"...to najczestsza odpowiedz na pytanie,czy wierzysz.Nie zależnie od tego,czy pytamy o wiare w Boga,anioły,szatana,demony czy duchy.Sa ludzie,którzy wierza bezpodstawnie.Sa tacy,którzy musza zobaczyc,aby uwierzyć..Do tej małej refleksji przyczynił sie film pt."Egzorcyzmy Emily Rose".

Jest to film bardziej psychologiczny i grający na naszej wierze.
Jeśli do tej pory ktoś nie obejrzał tego filmu, wybierając się nań do kina, musi odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie - jak silna jest twoja wiara/niewiara? Czy dopuszczasz do siebie wytłumaczenia nieracjonalne, czy docierają do ciebie tylko argumenty naukowe? Należy także pamiętać, że historia przedstawiona w filmie - jest prawdziwa.
Emily Rose to dziewiętnastoletnia dziewczyna, katoliczka, która wyjeżdza do wielkiego miasta, by spełnić swoje marzenia o studiach i pracy z dziećmi. Coś jednak staje na drodze jej marzeniom. Coś, co stanie się jej przekleństwem a zarazem zbawieniem.
Domyślam się, że autorzy, robiąc film tego typu, stawiali się między młotem a kowadłem - z jednej strony Kościół, z drugiej strony Nauka. To czuć. Film stara się być wyważony i tak naprawdę niczego nie pokazuje. Ponadto, po stronie domowej filmu, można by założyć, że autorzy stawiają nam pytanie, na które mamy sobie odpowiedzieć - czy Emily Rose była chora czy opętana? W trackie filmu jednak, pojawia się kolejne pytanie - chora czy święta?
Zdaniem kluczowym filmu, staje się - Demons exist, whether you believe - or not. Można je oczywiście odwrócić i stwierdzić, że demony nie istnieją, czy w to wierzysz czy nie. Jako praktykująca katoliczka, Emily może wiedzieć kim jest Belial, może znać podstawy aramejskiego, lecz czy to tłumaczy jej zachowanie? Czy to tłumaczy jako kto się przedstawia? Czy to tłumaczy skąd wie o Legionach?
Wg mnie nie. Doświadczyłam w życiu wielu rzeczy, także tych, które trudno wyjaśnić. Dlatego jestem gotowa  skłonić się w stronę podejrzenia o opętaniu.
Sam film bardzo mi się spodobał. Trafi jednak tylko do pewnej grupy odbiorców, którzy lubią zadawać sobie pytania. Jeśli szukasz szybkiej rozrywki z masą efektów - nie jest to film dla Ciebie.
strega63   
sty 09 2016 Po drugiej stronie lustra...
Komentarze (0)

Wnetrze lustra stanowi królestwo demonów,przedsionek samego Piekła.
Mozna w nim ujrzec ciemność,widzieć niewyobrażalne istoty..ludzi o głowach wielkich niczym maski karnawałowe,potwornie zgarbione stwory,psy,które mówia.
To Czyściec...Kraina,w której każdy przybiera swoją właściwą postać.W krainie po drugiej stronie lustra,w swiecie odbić,jest życie po smierci i zycie przed smiercia...
Tam każdy człowiek odradza sie w postaci,na jaką zasłużył w swym poprzednim życiu...


Legenda mowi,że Szatan został zrzucony z niebios przez Archanioła Michała.Upadł i roztrzaskał się,a fragmenty jego ciała zasłały całą ziemię.Ale...ułamek sekundy przedtem,nim uderzył o ziemie-jego obraz na moment odbił się w wodach rzeki i ten obraz w rzece stał się duchem Szatana,choc nie ma on ciała w świecie materialnym.Szatan został więc uwięziony w świecie odbic,po drugiej stronie szkła,wewnątrz luster,w rzekach,jeziorach.W ten sposób może nawiedzać (w ograniczony sposób)dusze naiwnych ludzi gotowych udzielic mu schronienia.


Pewien bogacz mowi Rabinowi,że nie widzi zadnego sensu w dawaniu datków dla biednych.
Zatem Rabin podprowadza go do okna i każe mu spojrzeć na targ w dole.
-Co widzisz?-pyta,a bogacz odpowiada
-Oczywiście ludzi...
Potem Rabin stawia przed nim lustro i ponownie pyta
_Co teraz widzisz?
-Siebie-mówi zdumiony bogacz
A wtedy Rabin usmiecha sie....
-Okno i lustro,dwa kawałki szkła i tyle.Zadziwiajace jednak,jak odrobina srebra
może sprawic,że człowiek nie jest w stanie dostrzec już innych za szkłem,lecz tylko siebie...


strega63   
sty 09 2016 Bardzo lubię,gdy pada deszcz...
Komentarze (0)

Od dwóch dni pada deszcz...Opowiada swoje historie, słyszę ten szept, czuję deszcz na mojej głowie, na moich policzkach i dłoniach...Szaro, buro i mokro, i pada, i pada, wieje wiatr, i można płakać, bo w deszczu  nikt tego nie zauważy...Niech pada, ja mam czas, poczekam jeszcze i nauczę się przechodzić między kroplami, kiedy przyjdą następne deszczowe i płaczliwe dni...

 

strega63   
sty 09 2016 Dwa oblicza klasztornej wiedźmy
Komentarze (0)

Sydonia von Borcke przyszła na świat w 1548 roku w Strzmielu w szlacheckiej rodzinie Borcków. Jak przystało na dobrze urodzoną pannę, wychowywała się na książęcym dworze. Los skierował ją do zamku w Wołogoszczy, gdzie poznała potomka książęcego rodu Gryfitów, Ernesta Ludwika. Piękna i inteligentna dziewczyna zawładnęła sercem księcia. Było gorące uczucie, oświadczyny i małżeństwo, tyle że... z inną. Sydonia okazała się niegodną wstąpienia do znamienitej familii. Książę wybrał słynącą z urody księżniczkę burgundzką.

Przeklnę cię, jeżeli mnie porzucisz
Na wieść o książęcych planach Sydonia rzuciła klątwę na niewiernego kochanka - wraz z nim przeklęła cały jego ród. Poprzysięgła, że w przeciągu półwiecza przerwie linię dynastii Gryfitów, i opuściła pospiesznie Wołogoszcz.
Po wieloletniej tułaczce znalazła schronienie w zakonie w Marianowie. Tam, zamiast poświęcać się klasztornym zajęciom, zgłębiała tajniki czarnej magii. Przyjaźniła się ze znachorką Wolde Albrechts i spotykała z Cyganami. Stroniła od mniszek. Jej jedynym towarzyszem był czarny kocur o imieniu Chim. Mówiono, że jest to wcielenie szatana, któremu Sydonia oddaje się w zamian za złoto.
Od chwili przyjazdu Borckówny do klasztoru zaczęła się tam seria niewyjaśnionych zgonów: zmarła główna przeorysza, wyzionął ducha opat, skonał proboszcz, rozstał się z życiem człowiek zajmujący się zaopatrzeniem. Wszyscy w jakiś sposób narazili się Sydonii, niektórym z nich groziła śmiercią.

Siły witalne zamknięte w kłódce
Tymczasem w domach familii Gryfitów kołyski wciąż były puste. Coraz częściej zdarzały się przypadki przedwczesnych zgonów członków rodu. W końcu skojarzono to z osobą Sydonii i oskarżono ją o czary. Została aresztowana. Udowodniono jej paranie się czarami i szkodzenie ludziom za pomocą uroków. Wykryto, że "zamknęła w kłódce siły witalne Gryfitów i wrzuciła ją w najgłębsze miejsce jeziora klasztornego". Zapadł wyrok - spalenie na stosie. W noc przed egzekucją książę Franciszek z rodu Gryfitów odwiedził Sydonię w więzieniu i błagał ją o zdjęcie klątwy. Odpowiedziała, że "klucz i kłódka, na którą zamknęła klątwę, jest nie do wydobycia nawet przez Chima". Nazajutrz zapłonął jej stos. Niedługo po tej egzekucji zmarł książę Franciszek. Pięć lat później wyzionął ducha jego brat Filip Juliusz. Żaden z nich nie pozostawił po sobie dziedzica. Ostatni z Gryfitów, Bogusław XIV, umarł bezpotomnie w 1637 r. Tak wypełniła się klątwa.

Druga strona medalu
Historię o klasztornej wiedźmie Sydonii von Borcke można też opowiedzieć inaczej. W świetle pewnych dokumentów historia ta traci wydźwięk magiczny, ale nie przestaje przerażać. Grozę w niej budzą jednak nie rzekome konszachty dziewczyny z szatanem, lecz ludzka chciwość. (Chciałoby się powiedzieć: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze.) Jak więc było naprawdę? Ano tak: akta sądowe mówią, że oskarżenia o czary skierowane przeciw Sydonii były w rzeczywistości pretekstem do zawłaszczenia jej majątku. Łasi na spadek krewni, chcąc pozbyć się kłopotliwej współpretendentki do fortuny, sponiewierali dziewczynę, okradli i wrobili, bogu ducha winną, w ukartowany proces o czary.

Idź do klasztoru!
Doznany zawód miłosny trwale zaważył na życiu Borckówny. Chociaż otrzymywała wiele propozycji matrymonialnych, nigdy nie wyszła za mąż. Poza tym musiała się zmagać z kłopotami materialnymi. Jej starszy brat Ulryk zagarnął sumy należne jej po zmarłych rodzicach. Sydonia i jej siostra Dorota, by zapewnić sobie godziwą egzystencję, musiały podjąć batalię sądową o schedę po rodzicach. Choć wydawano sprzyjające dla nich wyroki, Ulryk nic sobie z tego nie robił. Sydonia nie otrzymała nawet spadku po śmierci Doroty. Należne jej dobra trafiły w ręce jej kuzyna Josta von Borcke.
Pozbawiona źródła utrzymania, Sydonia zamieszkała w klasztorze w Marianowie. Podczas pobytu w zakonie nie chciała poddać się tamtejszym zwyczajom. Zajmowała się ziołolecznictwem i często zażywała kąpieli z dodatkiem ziół, co dziwiło i gorszyło mniszki. Poza tym wielokrotnie opuszczała mury klasztoru, by brać udział w kolejnych, toczących się w jej sprawie procesach. Z racji swego pochodzenia, cieszyła się pewnymi przywilejami: miała więc do swojej dyspozycji dwie cele, piwniczkę i mały, odosobniony domek. Swoją niezależnością budziła niechęć zakonnic.

Siła katowskich argumentów
W 1619 roku do Marianowa przybył tamtejszy administrator - Jost von Borcke, ten sam, który przejął należne Sydonii dobra. Rozmawiając z mniszkami, usłyszał o Wolde Albrechts i postanowił uknuć intrygę, która pozwoliłaby mu pozbyć się kłopotliwej kuzynki. Psychicznie chorą guślarkę poddano daleko posuniętym czynnościom śledczym. Wyjawiła wówczas, że Sydonia uśmierciła wiele osób i była utrzymanką diabła. Zeznania Wolde stały się pretekstem do aresztowania Sydonii. Zarzucano jej utrzymywanie stosunków z demonami, czarownicami, liczne morderstwa oraz spowodowanie niepłodności książąt i księżniczek z rodu Gryfitów. Przesłuchano rzesze świadków (najbardziej zajadłych wrogów oskarżonej). Borckówna odpierała pomówienia, prokurator zalecił więc tortury i Sydonia pod wpływem "argumentów" kata przyznała się do zarzutów. Skazano ją na ścięcie i spalenie. Co prawda, po ogłoszeniu werdyktu sądu Sydonia odwołała swoje słowa, ale jedynym tego efektem było wznowienie tortur, a wówczas "czarownica" znowu przyznała się do winy. Wyrok wykonano 1 września 1620 r. Prochy Borckówny rozsypano po okolicznych polach.
Oto do czego doprowadzić może ludzka chciwość.


strega63   
sty 09 2016 Czy jesteś jędzą?
Komentarze (0)

Każda z nas - ukochana żona, wspaniała dziewczyna, platoniczna sympatia - ma w sobie potwora, którego widać na co dzień. W komentarzach, przytykach, wymówkach…


I nawet te z nas, które z natury są mniej kobiece, czyli mają nie tylko bardziej płaskie klatki i większy apetyt na seks, ale i bardziej racjonalne, męskie podejście do życia, zwykle padają prędzej czy później w pułapkę wewnętrznej jędzy. W wersji optymistycznej czujemy potem wyrzuty sumienia i gryziemy się w wielki jęzor; w tej smutniejszej obstajemy przy swoich dąsach wierząc w święte prawa świętej krowy płci żeńskiej.
Jeśli wciąż nie wierzysz, że masz w sobie jędzę to zastanów się, czy nigdy nie zdarza ci się:
Suszyć mu głowy po raz setny o śmieci, zakupy czy urodziny; choć rozsądek wskazuje, że suszenie nie działa. Wytykać mu najbardziej kompromitujące pomyłki i nawyki w towarzystwie znajomych. Zawsze serwować „a nie mówiłam”, gdy sytuacja pozwala. Drążyć jeden grzech latami, nawet, jeśli problem został oficjalnie zamknięty. Pastwić się nad jego męskością - zamiłowaniu do piwa, ukradkowym spojrzeniom na biusty, dumą nieomylnego kierowcy, okresowym brakiem sztywności, itd. Dawać mu nagminnie do zrozumienia, że za mało zarabia. Grać obrażonej, aby uzyskać swoje; udawać, że śpisz, gdy on chce się kochać; robić świadomie na złość…
No właśnie, to wszystko atrybuty kobiecej jędzy, która papla zanim pomyśli i rani osobę najukochańszą z tak błahych powodów jak PMS czy oczko w pończosze. Czy można nie być jędzą?
strega63