Najnowsze wpisy, strona 26


sty 12 2016 Klątwa...
Komentarze (0)

Ofiarami klątw mogą być nie tylko członkowie prymitywnych społeczności czy ludzie przeklęci przez czarowników. Pacjent, który nie wierzy w magię, może posłusznie umrzeć w terminie wyznaczonym przez lekarza. Słowa: "ma pan przed sobą trzy miesiące życia" traktuje jak wyrok śmierci. W pewnym sensie lekarz wypowiada klątwę, której chory się poddaje. Przestaje walczyć z chorobą, bo uważa, że nie ma już dla niego ratunku. Ludzka psychika ma niewyobrażalną moc. Czarne myśli oraz brak nadziei mogą pogorszyć stan zdrowia, a jednocześnie trudno zliczyć przypadki cudownych uzdrowień. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a tu pacjent pokonuje chorobę samą tylko wiarą w wyleczenie.
Jeśli myśl ma taką moc, to nie można lekceważyć złych życzeń. Skoncentrowana, pełna nienawiści energia psychiczna może być potężnym i groźnym orężem. Wówczas przestaje być istotny fakt, czy ofiara klątwy wierzy w nią czy nie. Przykładem mogą być złe życzenia rzucane przez adeptów czarnej magii.
Najsłynniejszym brytyjskim czarownikiem był Aleister Crowley zwany Wielką Bestią. Chwalił się, że już jako 14-latek zaprzedał duszę diabłu. Większość wyczynów, o których opowiadał, czy które mu przypisywano, brzmi niewiarygodnie, ale nie można zaprzeczyć, że miał niebezpieczną moc i używał jej. Jedną z jego ofiar był młody lekarz William Brown Thompson. Uzależniony od morfiny Crowley chciał zmusić go do wypisania recepty na narkotyk. Thompson nie zgodził się, czym doprowadził Wielką Bestię do furii. Usłyszał wówczas słowa: "Gdy będę umierał, zabiorę cię ze sobą". Crowley powędrował do piekła 1 grudnia 1947 r. i tego samego dnia młody lekarz
zginął w wypadku

Wiele lat temu powstała w Hollywood czarna lista przeklętych filmów. Pierwsze miejsce zajmuje na niej "Egzorcysta" z 1973 r Williama Friedkina. "Jeśli ktoś nie wierzy w diabelskie moce, nasze nieszczęścia muszą go przekonać! Ciążyło nad nami fatum - to niemożliwe, aby wszystko, co się wydarzyło, było dziełem przypadku" - twierdził Friedkin. Ekipę filmowców od początku dręczyły rozmaite plagi. Ich pierwszą "ofiarą" padł Jack MacGovern. Tydzień po tym, jak sfilmowano scenę jego śmierci, ciężko zachorował. Na planie pojawił się więc Max von Sydow, który w parę godzin później otrzymał telegram z zawiadomieniem o śmierci brata. W czasie kręcenia filmu zmarł również dziadek Lindy Blair. Pięcioletnia córka Jasona Millera wyszła z wypadku drogowego ze złamaną podstawą czaszki. Przez wiele tygodni lekarze walczyli o jej życie - na szczęście udało się ją uratować. Sekretarka reżysera spędziła wiele czasu w szpitalu, zapadła bowiem na jakąś tajemniczą chorobę. Asystenta reżysera trzeba było odziać w kaftan bezpieczeństwa i zawieźć do szpitala psychiatrycznego. W rodzinach filmowców miały też miejsce dwie próby samobójcze.


"Sądzę, że również nade mną zawisło przekleństwo Bonanzy" - powiedział reporterom nieuleczalnie chory Michael Landon. Odtwórca roli Małego Joe w serialu o rodzinie Cartwrightów zmarł na raka trzustki i wątroby. 13 maja 1972 r. gruby Hoss Cartwright, czyli Dan Blocker, po 13 latach występowania w serialu poszedł na operację woreczka żółciowego. Zmarł, zostawiając żonę, czwórkę dzieci i masę długów. Chińczyk Victor Sen Young, domowy kucharz Cartwrightów, w lipcu 1972 roku wybrał się w podróż. Samolot został uprowadzony przez arabskich porywaczy, a podczas strzelaniny na pokładzie aktor został poważnie ranny. Wieloletnia kuracja pochłonęła wszystkie jego oszczędności. Wrócił do zdrowia, ale nikt nie chciał go już zaangażować do filmu. Zarabiał więc na życie jako sklepikarz i kucharz. Schorowany i pozbawiony środków do życia popełnił samobójstwo.
Śmierć Lorne'a Greena, serialowego taty, była dla wszystkich zaskoczeniem. Podobnie jak Dan Blocker, został przewieziony do szpitala na rutynową operację wrzodu żołądka. Operacja się udała, ale 11 września 1987 roku pacjent zmarł. Ostatnią osobą, z którą rozmawiał przed śmiercią, był Michael Landon. Zastanawiali się nad fatum ciążącym na filmowej rodzinie Cartwrightów. Jedyną nadal żyjącą postacią z "Bonanzy" jest Pernell Roberts, czyli Adam. On najwcześniej pożegnał się z serialem, ale żyje w skrajnej nędzy.

Opisując klątwy, nie można zapominać o pechowych przedmiotach, np. fatalnych brylantach, które uśmiercały kolejnych właścicieli, czy niezwykłych meblach odziedziczonych po przodkach, które ściągały na nowych właścicieli wszelkie nieszczęścia. Pechowa okazała się nawet limuzyna, w której zastrzelono księcia Ferdynanda. Kolejni właściciele samochodu ginęli w dziwnych, niewytłumaczalnych wypadkach. Przeklęty był również srebrny porsche, w którym zginął James Dean. Nawet gdy rozebrano go na części, działał jak śmiercionośne narzędzie.
Równie groźne bywają pewne miejsca: pradawne cmentarze, ruiny świątyń czy miejsca kultu. Kto zabierze stamtąd pamiątkę, ściąga na siebie klątwę bogów. Wielu turystów odwiedzających czynny wulkan Mauna Loa na Hawajach zabiera stamtąd kamyki. Dyrektor Parku Wulkanicznego twierdzi, że każdego dnia otrzymuje setki paczek z tymi fatalnymi pamiątkami i opisem nieszczęść, jakie przydarzyły się ich nadawcom. Gdy kamyki wrócą do wulkanu, bogini Pele przestaje się mścić.
We francuskiej miejscowości Carnah nad Zatoką Biskajską stoi ogromna budowla megalityczna, zbudowana z około 3 tys. głazów. Kto zabierze ze sobą odłamek skały albo gałązkę krzewu, naraża się na duże kłopoty. Bezsenność, koszmarne sny albo napady lęku ustępują dopiero wówczas, gdy pamiątka wróci na swoje miejsce. I jak tu nie wierzyć w klątwy?


strega63   
sty 12 2016 La Befana... Befana przybywa nocą Z dziurawymi...
Komentarze (0)

Słowo Befana pochodzi z języka greckiego od słowa Epifania (co znaczy odsłaniać się). Święto Epifanii u was zwane jako Święto Trzech Króli, upamiętnia pokłon trzech Mędrców ze Wschodu (we Włoszech nazywani Magami) małemu Dzieciątku Jezusowi.

 

Najbardziej popularną legendą o Befanie, jest ta która wyjaśnia datę jej święta i jest związana z wędrówką Trzech Króli prowadzonych przez Gwiazdę Betlejemską.
Według niej Kacper, Melchior i Baltazar podążając z darami dla Dzieciątka Jezus (złotem, kadzidłem i mirą), przebywali wiele miast głosząc radosną nowinę i jednocząc się z napotkaną ludnością, która przyłączała się do ich dalszej wędrówki. Tylko jedna staruszka, która wcześniej udzieliła im noclegu, w ostatniej chwili zdecydowała, że z nimi nie pójdzie, tłumacząc, że musi dokończyć obowiązki domowe.

Następnego dnia kobieta bardzo żałowała swojej decyzji i próbowała do nich dołączyć, ale królowie byli już za daleko, a Gwiazda Betlejemska przestała świecić. Staruszka nigdy nie zobaczyła Dzieciątka Jezus i dlatego każdego roku w nocy z 5 na 6 stycznia roznosi dzieciom prezenty, których nie dała Jezusowi, czy jak głosi inna wersja, Befana wędruje z domu do domu w nadziei, że w którymś z nich spotka małego Jezusa.

Befana to czarownica, wróżka, czy raczej wiedźma, staruszka z dużym, haczykowatym nosem latająca na miotle, roznosząca dzieciom prezenty w nocy z 5 na 6 stycznia.
Według wyobrażeń ludowych Befana nosi na głowie spiczasty kapelusz bądź postrzępioną chustę lub szal, a jej ubrania są ciemne, podarte i brudne od sadzy z kominów, przez które wlatuje do domów.
Prezenty wrzuca do skarpet. Grzeczne dzieci nagradza zabawkami i słodyczami, a niegrzecznym i kapryśnym, zostawia ku przestrodze kawałek węgla, popiół, cebulę i czosnek (teraz w sklepach można kupić cukierki, które przypominają małe węgielki). Tradycja głosi, że aby wkupić się w łaski czarownicy, należy wieczorem 5 stycznia zostawić dla niej na stole mandarynkę lub pomarańczę i kieliszek wina.

Można powiedzieć, że wiedźma na miotle jest siostrą waszego Świętego Mikołaja, który jest we Włoszech nieznany i nie pojawia się w grudniu u włoskich dzieci.

W dniu 6 stycznia we Włoszech odbywa się mnóstwo imprez ku czci Befany, poświęconych głownie dzieciom, ale nie tylko. W Rzymie jak nakazuje tradycja, na Piazza Navona w dniu 6 stycznia Befana ląduje swoim helikopterem. Tak rozpoczyna się wielka festa i rozdawanie słodyczy. Na jarmarku można zakupić specjalne calze - skarpety na cukierki, małe wiedźmy na szczęście oraz inne drobne upominki zarezerwowane dla tego święta. 

 

strega63   
sty 12 2016 Niebezpieczne modyfikacje ciała.
Komentarze (0)
Najbardziej wyróżniającym się pod tym względem przypadkiem jest Amerykanin Dennis Avner, Człowiek – Kot, a raczej Stalking Cat (Tropiący Kot), jak woli siebie nazywać. Został nawet wpisany do Księgi Rekordów Guinessa jako najbardziej zmodyfikowany człowiek świata. By upodobnić się do swojego ulubionego zwierzaka – tygrysa, Dennis musiał przejść przez szereg transformacji, takie jak tatuaże, piercingi, operacje, a także implanty.
Przekształcanie swojego ciała zaczął od wytatuowania się, następnie zaostrzył uszy i rozszczepił górną wargę. Dodatkowo wszczepił sobie silikonowe implanty w brwi, policzki oraz w przegrodzie nosa. W celu osiągnięcia jeszcze lepszego efektu, nosi soczewki kontaktowe, doczepione wąsy, pazury, a także wydłużone kły. By móc poczuć się jak prawdziwy kot, do pleców przyczepia sobie również ogon, który reagując na ruchy jego nóg, porusza się w trakcie chodzenia.
CZŁOWIEK -KOT


CZŁOWIEK-JASZCZURKA
 
Z kolei Eric Sprague to Człowiek – Jaszczurka. Jako jeden z pierwszych, przedzielił sobie język na pół. Jego całe ciało zdobią zielone tatuaże odwzorowujące kształt łusek. Prócz tego ma wyszlifowane i zaostrzone zęby, a także posiada mnóstwo implantów, znajdujące się w jego głowie. Dzięki temu zalicza się on do najbardziej zmodyfikowanych osób na świecie.
 
Niektórzy z nich nie poprzestali tylko na upodobnieniu się do wybranego zwierzęcia, ale prowadzą nawet podobny tryb życia. Wobec tego nie jest to wyłącznie przemiana zewnętrzna, lecz także wewnętrzna. Zmienia ona nie tylko powierzchowny wizerunek, ale także sposób bycia. Doskonałym tego przykładem jest Tom Leppard, który przeobraził się w leoparda. Całe ciało ma pokryte cętkami. Podobnie jak Człowiek – Kot, również Tom zakwalifikował się do Księgi Rekordów Guinessa jako najbardziej wytatuowany człowiek na świecie. Prócz swojego charakterystycznego wyglądu, wiedzie on również podobne życie, co leopard. Żyje w samotności, mieszka w odludnym miejscu, a także poluje na pożywienie.
Dla większości osób, tego typu „przygoda” zaczęła się dość niewinnie. Na początku robią jeden tatuaż, kolczyk, z czasem chcą zrobić kolejny i kolejny, na tym się jednak nie kończy. Zaczynają poszukiwać czegoś nowego, bardziej ekstremalnego i odważnego, dochodząc aż do wszczepienia implantów, czy rozszczepienia części ciała. Przekształcanie swojego ciała i nieustanna praca nad kreowaniem własnego wizerunku jest tak zajmująca, że większość z nich oddaje się temu z pasją i poświęca temu całe swoje życie.
strega63   
sty 12 2016 Dziewczyna i czarownica.
Komentarze (0)
Dawno, dawno temu w pewnym małym miasteczku, którego życie toczyło się własnym tempem, żyła sobie dziewczyna.

Pewnego dnia dziewczyna dostrzegła, że w jej życiu nie dzieje się nic, co dawałoby jej poczucie prawdziwego spełnienia. Pomaga wielu ludziom, ale nie umie dbać o siebie. Dlatego postanowiła wyruszyć w podróż, w poszukiwaniu siebie i swego spełnienia. Ludzie z jej otoczenia dziwili się temu pragnieniu i nie rozumieli tego, czemu nie cieszy jej już zwyczajne życie w miasteczku. Przecież masz tu wszystko mówili: mieszkanie, dziecko, pracę - czego właściwie chcesz szukać i gdzie chcesz iść? Ale dziewczyna nie poddawała się, bowiem pragnienie, jakie urosło w jej sercu było coraz większe i coraz wyraźniejsze. Wiedziała już, że nie może tak tkwić w swej rzeczywistości, bo to nie życie, to tylko sen o życiu. Dlatego wyruszyła na spotkanie z nieznanym. Choć dokładnie nie wiedziała, jaka podroż ja czeka , ile trwać i dokąd ją zaprowadzi? Spakowała, swoje najpotrzebniejsze rzeczy, pożegnała się z ukochaną córką, swym mężczyzną i wyszła.

Po wielu dniach podróży dotarła do tajemniczego miejsca otoczonego murem zbudowanym z kamieni. A ponieważ zawsze lubiła kamienie dotknęła kamieni w tym murze. Czuła, że w każdym z nich tętni życie i każdy z tych kamieni próbuje jej coś powiedzieć. Przykładała, więc do nich swoje dłonie, aby poczuć w nich życie. Przysuwała uszy do muru wsłuchując się ich pieśni. A kamienie śpiewały jej kolejno: jestem smutkiem odezwał się pierwszy kamień, a ja odrzuceniem - zanucił drugi. Dotknij mnie, dotknij zawołał trzeci, ja jestem niezrozumieniem. Mnie zaś możesz nazwać kamieniem niezgody - zajęczał czwarty. Potem odezwał się kolejny łkający - ja jestem bólem ogromnym, przenikliwym bólem, no i jestem twardy. Stworzyło mnie bardzo wiele łez. Nagle zasyczał ostatni mówiąc: A ja jestem kamieniem złości, stworzonym z jadu, który potrafi wypalić trzewia.

Dziewczyna chodziła tak między kamieniami głaszcząc je i nasłuchując ich słów, a jej serce jednoczyło się z emocjami, jakie zawarte były w każdym z nich. I pojawiła się w niej myśl, że każdego z tych uczuć doświadczała już życiu. A czasami takimi kamieniami rzucali w nią ludzie. Po wielu godzinach rozmów z kamieniami zauważyła wielką drewnianą furtkę w murze. Furtka zaopatrzona była w wielką zardzewiałą kołatkę. Wtedy dziewczyna poczuła, że czas złych doświadczeń skończył się. Zastukała, więc do bramy, ale nikt jej nie odpowiadał. Zastukała ponownie, ale w odpowiedzi usłyszała ciszę. Po trzecim stuknięciu furtka sama się uchyliła i weszła do środka. Jej oczom pokazał się piękny obraz - cudowne kwiaty i drzewa uginające się pod ciężarem dojrzewających owoców. Dziewczyna przemierzała ogród, a gdy zmęczyła się usadowiła się pod wyjątkowo piękną jabłonią i zasnęła.

Przez sen czuła, że ktoś ciepłym kocem zakrywa jej utrudzone długą podróżą ciało. A kiedy obudziła się, zobaczyła przed sobą czarownicę. W pierwszej chwili wystraszyła się jej dziwnym wyglądem i niezwykłym, ciemnym ubraniem. Ale gdy bliżej się jej przyjrzała, w jej obliczu ujrzała pra mądrość płynącą z głębokiego blasku jej oczu.
- Kim jesteś? - Zapytała wiedźma.
Jestem dziewczyną, która przeszła długą drogę zanim trafiła do tego ogrodu.
- Hmm... - powiedziała. - A po co tu przybyłaś?
Jestem tu, bo czuję się bezsilna i wypalona, a ma dusza jest głodna.
- Głodna powiadasz? A czego ci potrzeba? - Zapytała czarownica.
Ludzie odwrócili się ode mnie i boję się, że świat, mnie zadepcze, bowiem jestem taka jak ty - inna niż ludzie z mego miasteczka, niezwykła, nie starcza mi zwyczajne życia. Jestem też na tyle delikatna, że ich szorstkie słowa i oceny bolą mnie.
- Tak, zachichotała wiedźma. Kiedyś dawno temu miałam takie obawy jak ty. Ale spójrz, istnieję tu, bo jestem nie tylko niezwykłą Kobietą. Istnieję tu, bo ludzie bardzo potrzebują takich jak ja i Ty. Widzę Twoje wewnętrzne piękno, ono emanuje z Twej duszy, jest Twą ogromną siłą. Nie bój się go. Jedyne, czego masz się nauczyć to tego, aby korzystać z magicznej, odradzającej się siły. Ta siła jest w Tobie, wiruje w wiecznym cyklu życie - śmierć - życie, dlatego ruszyłaś w drogę i intuicyjnie znalazłaś wewnętrzny ogród. On jest życiodajną mocą, Bogini Ziemi która karmi Ciebie i mnie. Jest to Twój ogród. Wchodź do ogrodu często. W nim zawsze znajdziesz wytchnienie dla nerwów, ukojenie ciała i odrodzenie duszy. Jestem z Tobą.

Czarownica nakarmiła dziewczynę i dała jej owoc życia na długą podróż. Owoc ten choć był mały kiedy go nadgryzła zaraz na nowo odrastał. A ona wróciła do domu mając swą wiecznie odradzającą się moc. Narodziwszy się ponownie tym razem już jako kobieta. Odtąd jej życie przestało ją napawać smutkiem i zaczęło przynosić jej coraz więcej radości. Nauczyła się przecież korzystać ze swej mocy. A świat przyjął ją z otwartymi ramionami.

strega63   
sty 12 2016 Samobójca - pechowiec...
Komentarze (0)

Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.



Ps....

Przypomniała mi sie taka troche smieszno-tragiczna  sytuacja u nas w domu.....
Moj nieżyjący już  ojczym lubił zajrzec do kieliszka....No i w koncu przesadził...
Gdy przyszedl do domu narabany ,mama zaczela na niego wrzeszczeć.
Juz dokladnie nie pamietam jaka byla miedzy nimi wymiana zdań,ale siostra uslyszala,ze chce sie powiesic.To idz-wrzasnela moja mama...
I poszedl..Wzial pasek i wszedl do lazienki.Nikt tego nie widzial...
Nagle rozlegl sie ogromny huk w lazience.
Wszyscy sie zbiegli...co sie stalo?
Otwieraja drzwi,a tam ojciec podnosi sie z podlogi...
_Kur.....mowi..przez to wieszanie bym sie zabił....
Okazalo sie,ze pasek zaczepil o szafke wiszaca nad sedesem.Sruba nie wytrzymala i spadł na  sedes....razem z ta szafką....



strega63