Archiwum styczeń 2016, strona 28


sty 10 2016 Mała miss.
Komentarze (0)

Przepraszamy za utrudnienia. Usterka wkrótce zostanie naprawiona. Szczupłe palce bębnią ze zdenerwowania w okienko bankomatu. „Enter” nie działa. Klawisze wciskane na oślep skrzypią na mrozie drażniącym dźwiękiem. – Psia krew! – mówi do siebie kobieta, poczym wyciąga z włosów metalową spinkę. – Nie daruję ci tego… – zaczyna dłubać nią w otworze na kartę, ale po chwili zaprzestaje czynności; wsuwka wykrzywia się w podkowę i grzęźnie w dziurce. – Jedziemy do klubu, już! – kobieta chwyta za rękę stojącą obok dziewczynkę. Prawie że w powietrzu ciągnie ją do samochodu.
Szosa jest oblodzona. Śnieg na chodnikach tworzy z obu stron jezdni zapory na kształt fortec. Auto chwieje się na boki. Kobieta mimo ślizgawicy jedzie na pełnym gazie. Trąbi na mijane samochody, co rusz klnąc pod nosem.
- Jesteśmy na miejscu – hamuje gwałtownie przed fitness klubem „Salsa”. – Bierz worek i wysiadaj.
Pulchna, piegowata dziewczynka wytacza się z auta jak gumowa piłka, z której uszło powietrze. Niezgrabnie staje na zaśnieżonym parkingu.
- Mamo, ja… ja zaraz upadnę – mówi płaczliwie.
- Nie marudź – kobieta bierze ją pod ramię. – Masz być grzeczna, rozumiesz? Nie po to cię tu zapisałam, żebyś zachowywała się jak ostatnia oferma.
Idą po schodach na drugie piętro. W recepcji kobieta załatwia wszelkie formalności.
- Masz tu kluczyk do szafki, wodę i ręcznik.
- Po co mi ręcznik?
- Nie pytaj, tylko bierz – odpowiada kobieta. – Ta pani – wskazuje na młodą recepcjonistkę – wszystko ci pokaże. A teraz, uszy do góry, i do zobaczenia. Przyjadę po ciebie za godzinę.
Dziewczynka wodzi wzrokiem za odchodzącą matką.
- Chodź do szatni – zachęca recepcjonistka. – Zobaczysz, będzie fajnie.
W pomieszczeniu przebierają się starsze panie. Śmieją się i plotkują.
- Jaki słodki tłuścioszek! – krzyczy jedna z nich na widok dziewczynki – Patrzcie, kogo tu mamy! Mały pulpecik chce zrzucić zbędne kilogramy. No, no… A ileż to ty masz lat, moje dziecko?
- Ja…? Ja…
- Tak, tak. No, nie bój się. My się już tutaj tobą zajmiemy. W przeciągu miesiąca schudniesz do wagi szczypiorka. To ile masz lat?
- Dwanaście.
- Wyśmienicie! Dwanaście lat to idealny wiek na rozpoczęcie ćwiczeń! Potem może być stanowczo za późno. Ciało zaczyna się starzeć, przybierać na wadze, pojawia się zbędny tłuszczyk – kobieta chwyta za pokaźną fałdę na brzuchu dziewczynki – i paskudna nadwaga murowana. Fe… – wyciera dłoń o swoją bluzkę z wyraźnym obrzydzeniem. – A teraz wskakuj w strój do ćwiczeń i ruszamy na aerobik!
Dziewczynka czym prędzej zakłada białą koszulkę oraz czarne lajkry do kolan. Wstydzi się odstających piersi, które majtają się w górę i w dół jak trójkątne latawce na wietrze. Pulchne rzepki i kolana nie dają się zasłonić ręcznikiem.
- Nie krępuj się, dziecko – pociesza osiemdziesięcioletnia babcia – nam to nie przeszkadza. Nie ma się czego wstydzić. Nadwagę można zrzucić. Spójrz na mnie – zdejmuje szlafrok i staje przed nią w samej bieliźnie – ja już całkiem wychudłam. Z tobą będzie podobnie. Już dobrze, dobrze… Uśmiechnij się.
Kąciki ust dziewczynki nieśmiało podnoszą się w górę. Buzię zalewa rumieniec. Wraz z całą grupą kobiet wychodzi z szatni; kieruje się zawstydzona w stronę sali gimnastycznej.
- Odwracamy się do lustra. Patrzymy na moje ruchy. Na trzy, czteee-ry MA- SZE- RU- JE- MY
– wysportowana trenerka z werwą wydaje polecenia. – Piętnaście pań i jedna panienka. Brawo, moje drogie! Ruszamy się, ruszamy! Mięśnie pracują! Tłuszczyk się zbija. I raz. I dwa. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa.
- Podnoś wyżej kolana – radzi dziewczynce kobieta z lewej – aż poczujesz ból mięśni.
- Uch. Ach. Moje panie: step out! Prostujemy nóżki do tyłu. Bez ociągania! – trenerka przekrzykuje grającą muzykę.
Panie bezbłędnie wykonują ćwiczenia. Dziewczynka gubi się przy każdym kolejnym. Nogi plączą się; ręce nie współgrają z rytmem piosenek. Pot występuje na czole. – Nie dam rady… – szepce do siebie, dysząc coraz bardziej.
Kobiety zaczynają przyspieszać. Kończyny strzelają w górę, to znów na boki; oddechy zrównują się w jeden wielki wdech i wydech. Ściany sali zdają się pulsować razem z ciałami.
- Step ouuut! Napinamy mięście. STEP OUT! – instruuje trenerka.
Słychać jedynie krzyki. Jak na rozkaz, kobiety odchylają nogi do tyłu, wyginają się jak strusie, ani przez moment nie zwalniając tempa. Nagle – trzask. Dziewczynka rozgląda się po sali, przeciera spocone powieki. Kobiecie obok rozrywają się spodnie w kroku. Dziura powiększa się z każdą sekundą: szwy na udach, potem łydkach, wreszcie całe lajkry opadają na podłogę.
- Ćwicz, mała – dyszy kobieta – trzaski są zupełnie naturalne!
Sześćdziesięciolatka w samych majtkach porusza się jeszcze zwinniej; prostuje nogi do tyłu coraz mocniej, aż skóra w zgięciach udowych zaczyna pękać.
- Pani krwawi! – krzyczy dziewczynka, łapiąc kobietę za rękę.To nic, puszczaj i ćwicz. Nie wolno wybijać się z rytmu!
Dziecko z oczami jak spodki spogląda na ciało, które od ud w dół zaczynają pokrywać strużki krwi. Krew kapie na podłogę; żwawe stopy rozmazują ją zachłannie. Na całej sali dziewczynka widzi, jak reszcie starszych kobiet opadają spodnie, pęka skóra, a czerwona ciecz tryska na boki niczym z fontann.
- Mała, ćwicz! Masz zrzucić te oponki z brzucha – woła trenerka i nie ustaje w marszu. – Gdy mama wróci, musisz spalić co najmniej pięć kilogramów! Step out!


Dziewczynka próbuje wybiec z sali, ale seniorka w bieliźnie opryskanej krwią zawraca ją siłą.
- A dokąd to się wybierasz?! Ćwicz! Natychmiast! Step out, słyszałaś?!
- Nie chcę! Wypuście mnie! Ja stąd wychodzę… – ostatnie słowo grzęźnie jej w gardle; najgrubsza kobieta z sali podnosi dziewczynkę do góry. Dziecko macha nogami, czując jednocześnie bezcelowość jakiegokolwiek ruchu.
- Step ouuut! – syczy niskim głosem – Wyginaj nogi do tyłu!
Lajkry pękają, biała koszulka podnosi się do góry ukazując brzuch pokryty tłuszczem. Dziewczynka krzyczy, ale nogi majtają się już na zmianę w tyle.
- Zostawcie ją – naraz na sali pojawia się kobieta w futrze – To moje dziecko.
- Mamo, mamo, one mnie… One są całe we krwi… One zwariowały… – dziewczynka wyrywa się z opasłych rąk kobiety i biegnie w ramiona matki.
- Już w porządku... Wyciągnęłam kartę z bankomatu. W ogóle nie jest uszkodzona.
- Mamo, uciekajmy stąd! Chcę do domu – dziewczynka ciągnie matkę za rękę.
- Widzisz, jaka ze mnie spryciula? Dłubałam, dłubałam i w końcu się dodłubałam! Powyginałam spinkę w czterech miejscach, ale opłacało się. Nikt mi teraz nie zarzuci, że nie jestem wytrwała!
Dziecko łapie kobietę za obie dłonie, zapiera się nogą o jej nogę, próbując ruszyć matkę z miejsca.
- Step out! – krzyczy trenerka – Nie przerywać ćwiczeń! Rozciągamy mięśnie ud!
- Mamo, proszę! – dziewczynka woła z rozpaczą, czując jednocześnie, jak krew z kobiecych ciał tryska na jej twarz i odsłonięty brzuch. – Chodź stąd… Mamo, ratuj!
- A widzisz, widzisz, jaka z ciebie oferma? Mówiłam, żebyś wzięła ze sobą ręcznik – kobieta ignoruje jej błagania. – Zostawiłaś go w szatni. Masz, przyniosłam go. Wytrzyj mi się natychmiast!
Kładzie ręcznik na głowie dziewczynki, poczym kręci nim we wszystkie strony.
- To boooli! Mamo, przestań! – dziecko wyrywa się i biegnie na oślep.
- Wracaj mi tutaj! Masz stać w miejscu!
Dziewczynka biega po całej sali. Potrąca kobiety, przewraca się o ich wystające nogi, wpada na trenerkę, krzyczącą w kółko „step out”. W końcu sześć babć przy lustrze ustawia się w zwarty szereg, w który zdezorientowane dziecko niechybnie wpada. – Mamy ją! Pani Basiu, tutaj! – matka podchodzi dziarskim krokiem, wyciągając zamaszyście do przodu prawą rękę. Trzyma w niej kartę bankomatową; równe plastikowe boki błyszczą w świetle lamp.
- Zaraz będzie po wszystkim – uspokaja. – Dzielna z ciebie dziewczynka. Mama jest bardzo dumna.
- Co robisz? – ledwie słyszalnym głosem pyta dziecko – Chcę do domu! Uwolnij mnie z rąk tych kobiet… proszę…
Matka zbliża się coraz szybciej. Potrząsa długimi włosami. Jednym zdecydowanym szarpnięciem rozrywa resztę białej koszulki. Tłuste nagie ciałko obserwuje szesnaście par oczu.
- Otrzymasz to – przymilny głos zmienia się w surowe skandowanie – na co zasłużyłaś. Aerobik to za mało: dla ciebie potrzeba radykalnej zmiany. A, masz!
Ostra karta z żyletkami po brzegach zanurza się w młodym ciele. Tnie żwawo i zdecydowanie. Fałdy sadła opadają na podłogę tworząc miękką papę. Okrzyk ekstazy roznosi się po całej sali: – Jeszcze, jeszcze! Mocniej! Głębiej! – Kobieta nie zważa na płacz córki, który z każdą chwilą robi się coraz głośniejszy; skończywszy okrajanie brzucha, przechodzi do dziecięcych piersi, odcina tłuszcz pod pachami, by zacząć „odchudzanie” dziewczynki na pośladkach i udach. – Musisz być szczupła. Nigdy więcej oponek! – Żyletka zwinnie zatapia się w skórze, przecina żyłki, wykraja okrągłości; twarz zostawia sobie na koniec – buzia wymaga specjalnego traktowania. Matka podtacza rękawy, bierze głęboki wdech i z chirurgicznym skupieniem nakraja policzki. – Zaraz będzie po wszystkim. Staniesz się podobna antycznej bogini... – sześć nacięć i pulchne policzki opadają na podłogę. – Do lustra z nią! – woła do reszty kobiet skupionych wokół dziecka. – Moja mała królewna chce zobaczyć końcowy efekt!
Nieprzytomne ciało wleczone jest do wielkiego lustra. Masa krwi oraz strzępów skóry widnieje w krzywym odbiciu. Spod zamkniętych powiek spływają łzy; mieszają się ze świeżą krwią.
- Skarbie – piszczy matka – jesteś tak piękna! Nareszcie będziesz mogła nosić ubrania w rozmiarze „S”… O tym przecież marzyłaś, prawda? – wtula się w zmasakrowane ciało, obejmuje je zachłannie, scałowuje krew z powiek. – Spójrz, no spójrz wreszcie w swoje odbicie! Od dziś wszyscy będą ci zazdrościć, duma mnie rozsadza! Mam zgrabną córkę… – matka ze wzruszenia płacze, głaszcze dziewczynkę po włosach, bierze na ręce i przytrzymuje ją w pozycji pionowej przed lustrem. – Podziwiaj siebie, ile tylko dusza zapragnie…
Kobieta w odbiciu lustrzanym widzi chude dziecko o delikatnej skórze i puszystych włosach; piegi na szczupłej buzi dodają osobliwego uroku. Delikatne, kościste rączki zdają się machać do niej jak skrzydełka motyli. Zgrabne nóżki podskakują w rytmie kankana.
W lustrze nie widać ni krwi, ni półżywego ciała. Ładne, zdrowe dziecko zrywa z podłogi czerwony tulipan i wręcza go matce.
- To dla ciebie, mamusiu la la la – mówi z uśmiechem i radośnie podśpiewuje dziecinną piosenkę – za pomoc i opiekę. Już zawsze będę śliczną dziewczynką… jak mała miss! Śliczna mała miss… la la la…
Anita Weremczuk

strega63   
sty 10 2016 Dzieci ciemności...
Komentarze (0)
Są wiecznie blade i zimne, wrażliwe na światło słoneczne (w niektórych podaniach może je ono zabić). W demonicznym  wcieleniu wrażliwe na srebro, czosnek, wodę święconą, krzyż, można je odstraszyć wbijając nóż w jego cień. Mogą wchodzić w stosunki z ludźmi, ale nie sprawia im to seksualnej przyjemności. Zamiast kości mają chrząstki.
Wampiryzm łączy się z wyobrażeniem o śmierci, a raczej „niedobrej śmierci” (gwałtowne zabójstwo, samobójstwo, utonięcie).  W Serbii i Chorwacji „nie ochrzczeni” to duchy dzieci, które prześladują żywych pod postacią ptaków. W Bułgarii zaś, według motywu rozpowszechnionego we wszystkich krajach słowiańskich, wampiry powstają ze zwłok osób niepogrzebanych lub niespalonych , które nie otrzymały ostatnich sakramentów lub nie zostały pobłogosławione krzyżem, mają jedno nozdrze itd. Ich dzieci zaś mogą je widzieć i niszczyć.  Mit wampira związany jest także z pierwotnym wierzeniem, wedle którego zmarli mieliby wracać na ziemię, czy też raczej wieść życie w grobach. Wiara w wampiryzm rozprzestrzeniła się najprawdopodobniej przez chrześcijaństwo, gdy zarzucono palenia ciał. Opowieści o nich snuły mamki słowiańskie, które opiekowały się dziećmi w zachodniej Europie.
Jednym z najbardziej znanych przypadków podejrzenia o wampiryzm była sprawa dziewiętnastoletniej Mercy Brown, która zmarła w 1892 w Exeter na Rhode Island. Jej ojciec myśląc, że jest wampirem, wspierany przez lekarza rodzinnego, otworzył po dwóch miesiącach od jej śmierci grób, wyciął jej serce, a ciało spalił na popiół. W niektórych małych miasteczkach wiara w wampiry jest wciąż obecna. Jednym z przykładów może być przypadek z lutego 2004 w Rumunii, kiedy krewni niejakiego Toma Petre obawiali się, że stał się wampirem. Wykopali więc jego zwłoki, wyrwali serce i spalili je.
Wampiry nie są wrażliwe na symbole religijne, a światło słoneczne tylko je drażni. Nie można ich odróżnić od zwykłych śmiertelników, bo kły wyrastają im podczas ataku. Kiedyś byli ludźmi. Potrzebują świeżej krwi, aby przeżyć, ale zamiast ludzkiej mogą pić zwierzęcą. Zakładają 8-10 osobowe gniazda, ale na polowanie idą w mniejszej grupie. Złapaną ofiarę zabierają do kryjówki, gdzie wykrwawia się przez kilka dni lub tygodni. Krew zmarłych jest dla nich silną trucizną, ale zabić można je tylko odcinając im głowę.


strega63   
sty 10 2016 *************
Komentarze (0)

strega63   
sty 10 2016 Kot i śnieg...
Komentarze (0)
Zima 

Wielki, bury kocur z trudem przebija się przez zaspy śniegu, z wysiłkiem odrywa swoją zmrożoną męskość od lodu, krzycząc w niebogłosy:
        - No kur... gdzie? Pytam was, gdzie ta pier... wiosna? Co za pokręcony kraj! Gdzie dziewczyny, przebiśniegi, świergolenie skowronków? No choćby ćwierkanie wróbli, choćby krakanie wron. Gdzie to, kur..., jest?  A odwilż kiedy przyjdzie? Śnieg z nieba sypie jakby ich tam w górze, wszystkich pogięło!
Stojący niedaleko ludzie, słuchając tych kocich wrzasków komentują: - Słyszysz jak sie drze? Wiosna idzie. Kotów nie oszukasz..   

   

 

strega63   
sty 10 2016 Brzydka ona...brzydki on...
Komentarze (0)

Do pięknych świat należy - życiowa reprymenda do tych mniej urodziwych, którzy próbują coś w życiu osiągnąć i pomimo wszystko im się to udaje. Inni, ci ładniejsi nie zawsze mają w życiu łatwiej, ale niekiedy z wyższego szczebla wyglądu dyskryminują innych.
Bo ci brzydcy nie mają prawa do niczego. Według niektórych ludzie odbiegający od naszych wizualnych wyobrażeń, które kreuje telewizja są po prostu gorsi... Oni nie mogą być od nas w niczym lepsi. Praca, przyjaźń,miłość...
A przecież ci brzydcy ludzie też kochają i są kochani. Czemu tak trudno jest nam to zrozumieć?
Bo miłość to piękna historia, z piękną parą głównych bohaterów, którzy dotykają swoich miękkich włosów przy namiętnych pocałunkach. Cierpią z powodu rozłąki, z powodu wypadku...
A ta para. Tak, o właśnie ta, którą widzisz teraz przez szybę tego najzwyklejszego, kiepskiego baru.
-Brzydka ta dziewczyna, ten chłopak też nie najpiękniejszy - stwierdzasz z niesmakiem. W oczach jednak dostrzegam błysk irytacji.
- Co jest? - pytam więc, choć znam odpowiedź.
- Nic - odpowiadasz ukrywając oczy pod firanką rzęs.
-Na pewno? - spoglądam na twoją twarz. Pobladłe policzki i subtelna,słona kropla po nich spływająca uderza lekko w moje wysokie ego.Banalny szyld pięknej lalki złamany kilkoma łzami.
- Tak, na pewno... - odpowiadasz z nutką żalu w głosie. Pomimo tego, że ukryłaś prawdziwą odpowiedź, to ja ją znam. Jak ci ludzie, tacy zwyczajni,ludzie, którzy nie powinni mieć szansy na takie chwile je mają, a ty nie? Nie umiesz tego zrozumieć i ze złością odchodzisz kierując wzrok na bardziej neutralne widoki.

Brzydka ona, brzydki on...
Mała stacja, kiepski bar...
A oni mimo wszystko, pomimo dogmatu miłości pięknych razem tak dziwnie przytuleni. Pomiędzy ich zwykłymi oczami jakiś szalony żar. W źrenicach tej nierealnej wręcz pary coś, na co świat by im nie dał szansy.Wpatrzeni w źródło duszy powoli topią się w swojej wzajemnej namiętności. Głębiej i głębiej... Zieleń jej źrenic i brzydka matowa szarość jego połączone czymś piękniejszym niż ta udawana miłość na szklanym ekranie. Sprawiają wrażenie odchodzących. Zastanawiasz się,czy on jej powie kiedyś, że pięknie wygląda? Czy ona pochwali kiedyś jego delikatne usta? Spoglądam na nich jeszcze raz.


Wtuleni w siebie tak, jakby zaraz miał się skończyć świat. Zakpił sobie los i z nich, i z nas. Dając im tak piękną miłość pokazał, że jednak to nie w wyglądzie tkwi tajemnica namiętności... Miłość trafia się każdemu,nawet tym, których powierzchownie uznajemy za jej nie wartych. Mówi się- nadzieja matką głupich, bo nie mając urody tylko ona pozostaje. Ale matka przecież kocha swoje dzieci...



strega63