Mała miss.
Komentarze: 0
Przepraszamy za utrudnienia. Usterka wkrótce zostanie naprawiona. Szczupłe palce bębnią ze zdenerwowania w okienko bankomatu. „Enter” nie działa. Klawisze wciskane na oślep skrzypią na mrozie drażniącym dźwiękiem. – Psia krew! – mówi do siebie kobieta, poczym wyciąga z włosów metalową spinkę. – Nie daruję ci tego… – zaczyna dłubać nią w otworze na kartę, ale po chwili zaprzestaje czynności; wsuwka wykrzywia się w podkowę i grzęźnie w dziurce. – Jedziemy do klubu, już! – kobieta chwyta za rękę stojącą obok dziewczynkę. Prawie że w powietrzu ciągnie ją do samochodu.
Szosa jest oblodzona. Śnieg na chodnikach tworzy z obu stron jezdni zapory na kształt fortec. Auto chwieje się na boki. Kobieta mimo ślizgawicy jedzie na pełnym gazie. Trąbi na mijane samochody, co rusz klnąc pod nosem.
- Jesteśmy na miejscu – hamuje gwałtownie przed fitness klubem „Salsa”. – Bierz worek i wysiadaj.
Pulchna, piegowata dziewczynka wytacza się z auta jak gumowa piłka, z której uszło powietrze. Niezgrabnie staje na zaśnieżonym parkingu.
- Mamo, ja… ja zaraz upadnę – mówi płaczliwie.
- Nie marudź – kobieta bierze ją pod ramię. – Masz być grzeczna, rozumiesz? Nie po to cię tu zapisałam, żebyś zachowywała się jak ostatnia oferma.
Idą po schodach na drugie piętro. W recepcji kobieta załatwia wszelkie formalności.
- Masz tu kluczyk do szafki, wodę i ręcznik.
- Po co mi ręcznik?
- Nie pytaj, tylko bierz – odpowiada kobieta. – Ta pani – wskazuje na młodą recepcjonistkę – wszystko ci pokaże. A teraz, uszy do góry, i do zobaczenia. Przyjadę po ciebie za godzinę.
Dziewczynka wodzi wzrokiem za odchodzącą matką.
- Chodź do szatni – zachęca recepcjonistka. – Zobaczysz, będzie fajnie.
W pomieszczeniu przebierają się starsze panie. Śmieją się i plotkują.
- Jaki słodki tłuścioszek! – krzyczy jedna z nich na widok dziewczynki – Patrzcie, kogo tu mamy! Mały pulpecik chce zrzucić zbędne kilogramy. No, no… A ileż to ty masz lat, moje dziecko?
- Ja…? Ja…
- Tak, tak. No, nie bój się. My się już tutaj tobą zajmiemy. W przeciągu miesiąca schudniesz do wagi szczypiorka. To ile masz lat?
- Dwanaście.
- Wyśmienicie! Dwanaście lat to idealny wiek na rozpoczęcie ćwiczeń! Potem może być stanowczo za późno. Ciało zaczyna się starzeć, przybierać na wadze, pojawia się zbędny tłuszczyk – kobieta chwyta za pokaźną fałdę na brzuchu dziewczynki – i paskudna nadwaga murowana. Fe… – wyciera dłoń o swoją bluzkę z wyraźnym obrzydzeniem. – A teraz wskakuj w strój do ćwiczeń i ruszamy na aerobik!
Dziewczynka czym prędzej zakłada białą koszulkę oraz czarne lajkry do kolan. Wstydzi się odstających piersi, które majtają się w górę i w dół jak trójkątne latawce na wietrze. Pulchne rzepki i kolana nie dają się zasłonić ręcznikiem.
- Nie krępuj się, dziecko – pociesza osiemdziesięcioletnia babcia – nam to nie przeszkadza. Nie ma się czego wstydzić. Nadwagę można zrzucić. Spójrz na mnie – zdejmuje szlafrok i staje przed nią w samej bieliźnie – ja już całkiem wychudłam. Z tobą będzie podobnie. Już dobrze, dobrze… Uśmiechnij się.
Kąciki ust dziewczynki nieśmiało podnoszą się w górę. Buzię zalewa rumieniec. Wraz z całą grupą kobiet wychodzi z szatni; kieruje się zawstydzona w stronę sali gimnastycznej.
- Odwracamy się do lustra. Patrzymy na moje ruchy. Na trzy, czteee-ry MA- SZE- RU- JE- MY
– wysportowana trenerka z werwą wydaje polecenia. – Piętnaście pań i jedna panienka. Brawo, moje drogie! Ruszamy się, ruszamy! Mięśnie pracują! Tłuszczyk się zbija. I raz. I dwa. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa.
- Podnoś wyżej kolana – radzi dziewczynce kobieta z lewej – aż poczujesz ból mięśni.
- Uch. Ach. Moje panie: step out! Prostujemy nóżki do tyłu. Bez ociągania! – trenerka przekrzykuje grającą muzykę.
Panie bezbłędnie wykonują ćwiczenia. Dziewczynka gubi się przy każdym kolejnym. Nogi plączą się; ręce nie współgrają z rytmem piosenek. Pot występuje na czole. – Nie dam rady… – szepce do siebie, dysząc coraz bardziej.
Kobiety zaczynają przyspieszać. Kończyny strzelają w górę, to znów na boki; oddechy zrównują się w jeden wielki wdech i wydech. Ściany sali zdają się pulsować razem z ciałami.
- Step ouuut! Napinamy mięście. STEP OUT! – instruuje trenerka.
Słychać jedynie krzyki. Jak na rozkaz, kobiety odchylają nogi do tyłu, wyginają się jak strusie, ani przez moment nie zwalniając tempa. Nagle – trzask. Dziewczynka rozgląda się po sali, przeciera spocone powieki. Kobiecie obok rozrywają się spodnie w kroku. Dziura powiększa się z każdą sekundą: szwy na udach, potem łydkach, wreszcie całe lajkry opadają na podłogę.
- Ćwicz, mała – dyszy kobieta – trzaski są zupełnie naturalne!
Sześćdziesięciolatka w samych majtkach porusza się jeszcze zwinniej; prostuje nogi do tyłu coraz mocniej, aż skóra w zgięciach udowych zaczyna pękać.
- Pani krwawi! – krzyczy dziewczynka, łapiąc kobietę za rękę.To nic, puszczaj i ćwicz. Nie wolno wybijać się z rytmu!
Dziecko z oczami jak spodki spogląda na ciało, które od ud w dół zaczynają pokrywać strużki krwi. Krew kapie na podłogę; żwawe stopy rozmazują ją zachłannie. Na całej sali dziewczynka widzi, jak reszcie starszych kobiet opadają spodnie, pęka skóra, a czerwona ciecz tryska na boki niczym z fontann.
- Mała, ćwicz! Masz zrzucić te oponki z brzucha – woła trenerka i nie ustaje w marszu. – Gdy mama wróci, musisz spalić co najmniej pięć kilogramów! Step out!
Dziewczynka próbuje wybiec z sali, ale seniorka w bieliźnie opryskanej krwią zawraca ją siłą.
- A dokąd to się wybierasz?! Ćwicz! Natychmiast! Step out, słyszałaś?!
- Nie chcę! Wypuście mnie! Ja stąd wychodzę… – ostatnie słowo grzęźnie jej w gardle; najgrubsza kobieta z sali podnosi dziewczynkę do góry. Dziecko macha nogami, czując jednocześnie bezcelowość jakiegokolwiek ruchu.
- Step ouuut! – syczy niskim głosem – Wyginaj nogi do tyłu!
Lajkry pękają, biała koszulka podnosi się do góry ukazując brzuch pokryty tłuszczem. Dziewczynka krzyczy, ale nogi majtają się już na zmianę w tyle.
- Zostawcie ją – naraz na sali pojawia się kobieta w futrze – To moje dziecko.
- Mamo, mamo, one mnie… One są całe we krwi… One zwariowały… – dziewczynka wyrywa się z opasłych rąk kobiety i biegnie w ramiona matki.
- Już w porządku... Wyciągnęłam kartę z bankomatu. W ogóle nie jest uszkodzona.
- Mamo, uciekajmy stąd! Chcę do domu – dziewczynka ciągnie matkę za rękę.
- Widzisz, jaka ze mnie spryciula? Dłubałam, dłubałam i w końcu się dodłubałam! Powyginałam spinkę w czterech miejscach, ale opłacało się. Nikt mi teraz nie zarzuci, że nie jestem wytrwała!
Dziecko łapie kobietę za obie dłonie, zapiera się nogą o jej nogę, próbując ruszyć matkę z miejsca.
- Step out! – krzyczy trenerka – Nie przerywać ćwiczeń! Rozciągamy mięśnie ud!
- Mamo, proszę! – dziewczynka woła z rozpaczą, czując jednocześnie, jak krew z kobiecych ciał tryska na jej twarz i odsłonięty brzuch. – Chodź stąd… Mamo, ratuj!
- A widzisz, widzisz, jaka z ciebie oferma? Mówiłam, żebyś wzięła ze sobą ręcznik – kobieta ignoruje jej błagania. – Zostawiłaś go w szatni. Masz, przyniosłam go. Wytrzyj mi się natychmiast!
Kładzie ręcznik na głowie dziewczynki, poczym kręci nim we wszystkie strony.
- To boooli! Mamo, przestań! – dziecko wyrywa się i biegnie na oślep.
- Wracaj mi tutaj! Masz stać w miejscu!
Dziewczynka biega po całej sali. Potrąca kobiety, przewraca się o ich wystające nogi, wpada na trenerkę, krzyczącą w kółko „step out”. W końcu sześć babć przy lustrze ustawia się w zwarty szereg, w który zdezorientowane dziecko niechybnie wpada. – Mamy ją! Pani Basiu, tutaj! – matka podchodzi dziarskim krokiem, wyciągając zamaszyście do przodu prawą rękę. Trzyma w niej kartę bankomatową; równe plastikowe boki błyszczą w świetle lamp.
- Zaraz będzie po wszystkim – uspokaja. – Dzielna z ciebie dziewczynka. Mama jest bardzo dumna.
- Co robisz? – ledwie słyszalnym głosem pyta dziecko – Chcę do domu! Uwolnij mnie z rąk tych kobiet… proszę…
Matka zbliża się coraz szybciej. Potrząsa długimi włosami. Jednym zdecydowanym szarpnięciem rozrywa resztę białej koszulki. Tłuste nagie ciałko obserwuje szesnaście par oczu.
- Otrzymasz to – przymilny głos zmienia się w surowe skandowanie – na co zasłużyłaś. Aerobik to za mało: dla ciebie potrzeba radykalnej zmiany. A, masz!
Ostra karta z żyletkami po brzegach zanurza się w młodym ciele. Tnie żwawo i zdecydowanie. Fałdy sadła opadają na podłogę tworząc miękką papę. Okrzyk ekstazy roznosi się po całej sali: – Jeszcze, jeszcze! Mocniej! Głębiej! – Kobieta nie zważa na płacz córki, który z każdą chwilą robi się coraz głośniejszy; skończywszy okrajanie brzucha, przechodzi do dziecięcych piersi, odcina tłuszcz pod pachami, by zacząć „odchudzanie” dziewczynki na pośladkach i udach. – Musisz być szczupła. Nigdy więcej oponek! – Żyletka zwinnie zatapia się w skórze, przecina żyłki, wykraja okrągłości; twarz zostawia sobie na koniec – buzia wymaga specjalnego traktowania. Matka podtacza rękawy, bierze głęboki wdech i z chirurgicznym skupieniem nakraja policzki. – Zaraz będzie po wszystkim. Staniesz się podobna antycznej bogini... – sześć nacięć i pulchne policzki opadają na podłogę. – Do lustra z nią! – woła do reszty kobiet skupionych wokół dziecka. – Moja mała królewna chce zobaczyć końcowy efekt!
Nieprzytomne ciało wleczone jest do wielkiego lustra. Masa krwi oraz strzępów skóry widnieje w krzywym odbiciu. Spod zamkniętych powiek spływają łzy; mieszają się ze świeżą krwią.
- Skarbie – piszczy matka – jesteś tak piękna! Nareszcie będziesz mogła nosić ubrania w rozmiarze „S”… O tym przecież marzyłaś, prawda? – wtula się w zmasakrowane ciało, obejmuje je zachłannie, scałowuje krew z powiek. – Spójrz, no spójrz wreszcie w swoje odbicie! Od dziś wszyscy będą ci zazdrościć, duma mnie rozsadza! Mam zgrabną córkę… – matka ze wzruszenia płacze, głaszcze dziewczynkę po włosach, bierze na ręce i przytrzymuje ją w pozycji pionowej przed lustrem. – Podziwiaj siebie, ile tylko dusza zapragnie…
Kobieta w odbiciu lustrzanym widzi chude dziecko o delikatnej skórze i puszystych włosach; piegi na szczupłej buzi dodają osobliwego uroku. Delikatne, kościste rączki zdają się machać do niej jak skrzydełka motyli. Zgrabne nóżki podskakują w rytmie kankana.
W lustrze nie widać ni krwi, ni półżywego ciała. Ładne, zdrowe dziecko zrywa z podłogi czerwony tulipan i wręcza go matce.
- To dla ciebie, mamusiu la la la – mówi z uśmiechem i radośnie podśpiewuje dziecinną piosenkę – za pomoc i opiekę. Już zawsze będę śliczną dziewczynką… jak mała miss! Śliczna mała miss… la la la…
Anita Weremczuk
Dodaj komentarz