Komentarze (0)
Większość tekstów pochodzi z netu....
Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.
Ps....
Przypomniała mi sie taka troche smieszno-tragiczna sytuacja u nas w domu.....
Moj nieżyjący już ojczym lubił zajrzec do kieliszka....No i w koncu przesadził...
Gdy przyszedl do domu narabany ,mama zaczela na niego wrzeszczeć.
Juz dokladnie nie pamietam jaka byla miedzy nimi wymiana zdań,ale siostra uslyszala,ze chce sie powiesic.To idz-wrzasnela moja mama...
I poszedl..Wzial pasek i wszedl do lazienki.Nikt tego nie widzial...
Nagle rozlegl sie ogromny huk w lazience.
Wszyscy sie zbiegli...co sie stalo?
Otwieraja drzwi,a tam ojciec podnosi sie z podlogi...
_Kur.....mowi..przez to wieszanie bym sie zabił....
Okazalo sie,ze pasek zaczepil o szafke wiszaca nad sedesem.Sruba nie wytrzymala i spadł na sedes....razem z ta szafką....
Banshee ma swoje początki w podaniach i legendach Irlandii. Słowo Banshee pochodzi od irlandzko-galijskiego słowa „bean sidle”, które oznacza „kobietę wróżek”. Jej przerażający wrzask ma oznajmiać śmierć. W przypadku Franka również nie było wyjątku. Podczas słyszalnego krzyku zmarł jego ojciec, a on dowiedział się o tym kilka godzin później!
Pod koniec lat 60 irlandzka parapsycholog Sheila St. Claire stworzyła program w którym słuchacze mogli mówić o swoich przeżyciach, a wyniki były przekonujące. Opowieść piekarza (jednej z wielu osób): „To było jeszcze w nocy… wrzask zaczął się cicho, później podnosił się do Crescendo
"Ten głos miał bezsprzecznie w sobie coś ludzkiego. Drzwi piekarni w której pracuję były otwarte i mężczyźni stali cicho i słuchali tego głosu. Można było rozpoznać jedno lub dwa galijskie słowa, których ja nie rozumiem. Później wszystko powoli ustało. Nad ranem około godziny 5 do piekarni przyszedł jeden z roznosicieli chleba i powiedział, że w nocy zmarła jego ciotka, i że potrzebuje mój koszyk. Właśnie z tego koszyka dobiegał krzyk Banshee!"
W tym samym programie pewien stary mężczyzna próbował szczegółowo opisać ten wrzask: "To był żałosny dźwięk, przypominał koty na murze, ale to nie były koty, tego jestem pewien. Myślałem, ze to był torturowany ptak lub coś podobnego… był to żałosny dźwięk, który się oddalał coraz bardziej, aż znikł."
Kolejna wzmianka pochodzi z roku 1979 od Ireny McCormack z Andover. Kobieta opisała, że pewnej nocy jak była sama w domu usłyszała „niedorzeczny, straszny lament”. Jej pies kompletnie przy tym zwariował i szybko uciekł z pokoju. Następnego dna dowiedziała się, że jej matka leży w szpitalu. Irena postanowiła zostać z matką, aż ona umarła jeszcze tego samego dnia.
"Ten głos miał bezsprzecznie w sobie coś ludzkiego. Drzwi piekarni w której pracuję były otwarte i mężczyźni stali cicho i słuchali tego głosu. Można było rozpoznać jedno lub dwa galijskie słowa, których ja nie rozumiem. Później wszystko powoli ustało. Nad ranem około godziny 5 do piekarni przyszedł jeden z roznosicieli chleba i powiedział, że w nocy zmarła jego ciotka, i że potrzebuje mój koszyk. Właśnie z tego koszyka dobiegał krzyk Banshee!"
W tym samym programie pewien stary mężczyzna próbował szczegółowo opisać ten wrzask: "To był żałosny dźwięk, przypominał koty na murze, ale to nie były koty, tego jestem pewien. Myślałem, ze to był torturowany ptak lub coś podobnego… był to żałosny dźwięk, który się oddalał coraz bardziej, aż znikł."
Kolejna wzmianka pochodzi z roku 1979 od Ireny McCormack z Andover. Kobieta opisała, że pewnej nocy jak była sama w domu usłyszała „niedorzeczny, straszny lament”. Jej pies kompletnie przy tym zwariował i szybko uciekł z pokoju. Następnego dna dowiedziała się, że jej matka leży w szpitalu. Irena postanowiła zostać z matką, aż ona umarła jeszcze tego samego dnia.
Do samego wyglądu Banshee jest mało opisów, gdyż dotąd była rzadko widywana. Ona ma mieć długie, czerwone włosy, które czesze podczas swojego lamentu przed domami przyszłych zmarłych. Czasem też pojawia się jako stara, zgarbiona kobieta. Ognisto czerwone (od płakania?), świecące oczy zawsze były wspominane. Wiele starych irlandzkich rodzin widzi Banshee jako swojego anioła stróża. Banshee czuwa nad rodziną, nad jej członkami, i daje im ostatnią przysługę w postaci śmiercionośnych dźwięków.
Frank Smyth po 14 latach znów usłyszał krzyk Banshee: "W tym czasie znajdowałem się w łóżku i czytałem poranne wiadomości, kiedy znów usłyszałem ten straszny dźwięk. Myślałem o mojej rodzinie i modliłem się: Boże, nie pozwól by to był ktoś z mojej rodziny! Jednak jakoś wiedziałem, że to nie trafi się mojej rodzinie!"
Witaj wędrowcze. Podróżujesz przez życie nie zawsze dostrzegając wszystko takim jakim jest naprawdę. Pozwól się na chwilę zatrzymać, chciałbym pokazać Ci pewną historię. Tak. Chciałbym abyś ją zobaczył, może wtedy uda Ci się zrozumieć.
Zapytasz kim jestem? Cóż…koło Was, ludzi, jesteśmy od zawsze. Nazywają nas różnie. Jedni nazywają nas przeznaczeniem, dla innych jesteśmy aniołami, dla jeszcze innych nie istniejemy, tylko ,że cóż…jesteśmy zawsze koło Was. Nigdy nas nie dostrzegacie, ale to właśnie my jesteśmy świadkami waszych smutków i radości, waszych łez, chwil nadziei. Posiadamy pewną niezwykłą zdolność podróżowania przez wspomnienia, i chciałbym abyś wybrał się tam za mną. Pamiętaj jednak! Możemy tylko patrzeć, nigdy nie wolno nam ingerować. Odwiedzimy tylko jedno, ale bardzo wyjątkowe.
Gotowy? Cóż skoro tak to złap mnie za rękę i ruszajmy….
Wiesz gdzie jesteśmy? Ten park? To konkretne miejsce? Tak dobrze trafiłeś. Przechodziłeś tu bardzo wiele razy i nawet go nie dostrzegłeś prawda? Jak to kogo? Widzisz zbieraninę tamtych ludzi, choć i słuchaj. A na śniegu zostały ich ślady……
Tłum ludzi otaczał jakiegoś chłopaka, który leżał na śniegu nieruchomo. Koło niego klęczała dziewczyna, której łzy raz po raz skapywały na śnieg. Ludzie powtarzali między sobą, że on ją uratował, że ktoś chciał ją napaść, ale on ją obronił.
Dziewczyna musiała być kimś ważnym w swoim otoczeniu. Piękna suknia, zadbane rude, długie włosy, delikatna cera.
- Chodź, jemu już nie pomożesz – starał się ją podnieść i odciągnąć jakiś starszy mężczyzna. Wyglądał na jej ojca. Lekko pluchy, ale równie elegancki. W trudach podniósł dziewczynę, ta jednak zanim uległa rzuciła się do chłopaka szepnęła ciche „Dziękuje” i z jego dłoni wyciągnęła już lekko zmarznięty kawałek papieru, po czym schowała go sobie w obfity dekolt.
W ciągu najbliższych minut na miejscu pojawiły się wszystkie służby i po stwierdzeniu zgonu zabrały ciało chłopaka, który jeszcze kilka chwil temu, miał marzenia i sny. Policja zebrała dowody i uporządkowała miejsce całego zdarzenia.
Nasza rudowłosa dziewczyna otrząsnęła się z całego zdarzenia po kilkunastu dniach. Na pogrzeb jej wybawiciela wysłała swojego tatę ponieważ sama nie była jeszcze w stanie nawet usiąść. Kiedy pewnego wieczoru szykowała się do kąpieli przypomniała sobie, że jeszcze do którejś szuflady wrzuciła list, który należał do chłopaka, który ją uratował. Zasunęła żaluzje, usiadała przed biurkiem, które wcześniej sprzątnęła z niepotrzebnych rzeczy. Zapaliła lampkę i zaczęła czytać:
Kiedy czytasz te słowa mnie już pewnie nigdy nie zobaczysz. Od bardzo dawno nosiłem się z napisaniem tego listu, ale dopiero ostanie dni pokazały mi, że muszę to zrobić. Ty pewnie mnie nie znasz, ale to nie jest ważne, bo ja znam Ciebie. Mieszkasz w tym pięknym domu na rogu ulicy, co wieczór otwierasz okno do salonu i grasz na skrzypcach, najpiękniej jak potrafisz. Ja nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale zawsze kiedy grałaś starałem się być blisko, aby posłuchać tego w jaki sposób opowiadasz muzyką. Każda nuta jest czymś wyjątkowym, a w twoich dłoniach skrzypce są narzędziem do tworzenia marzeń. Wiesz kim jestem? Dzisiaj jestem nikim. Bezdomnym chłopakiem, który co wieczór przychodził po Twoje okno słuchać jak grasz. Jak tworzysz dla niego marzenia. Kiedyś byłem kimś. Dziedzicem majątku rodziców, którzy stworzyli jedną z największych fabryk w mieście. Niestety, ale przyszły bardzo słabe dni. Fabryka popadała w długi, dłużnicy zabierali wszystko od fabryki, poprzez luksusowe auta, a skończywszy na moim domu. Ci dla których kiedyś byłem przyjacielem zapomnieli o mnie. Kiedy wszystko straciłem oni się ode mnie odwrócili, a pomocy nie mogłem oczekiwać znikąd. To czego im się nie udało zabrać to moja miłość do muzyki, a skrzypce na których grasz mają zaraz za ślimakiem (górna część skrzypiec) moje inicjały, ponieważ one były kiedyś moje. Dzisiaj już nie są, a ty kupiłaś je w jedynym sklepie muzycznym w tym mieście. Skąd to wiem? Cóż…..zanim mi wszystko zabrali sam je tam zaniosłem. Właściciel sklepu był moim dobrym przyjaciel i obiecał, że sprzeda je osobie która na nie zasługuje. Ja wiem, że to Ty. A przyjaciel? Hmmmm……..kiedyś był nim, kiedy dowiedział się, że wszystko straciłem już mnie nie znał. Nie wiem, czy się jeszcze kiedyś spotkamy, nie wiem nawet czy przeczytasz ten list, ale wiedz, że kiedy wszystko się mi zawaliło to właśnie twoja muzyka pozwała mi przetrwać w najbardziej mroźne wieczory.
Kiedy nasza bohaterka skończyła czytać te niezwykłe słowa, po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Podeszła do skrzypiec i sprawdziła czy owe inicjały faktycznie tam są. Kiedy palce poczuły lekkie wyżłobienia łzy zaczęły płynąć obficiej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę co oznaczało dla tamtego chłopaka słuchanie ich dźwięku. Przypomniała sobie każdorazową prośbę do ojca aby zamknął okno. Tylko, że on tam wtedy był. Zawsze był i słuchał. Nigdy się nie odzywał. I wtedy poczuła co oznacza prawdziwa miłość do muzyki. Łzy zaczęły spływać coraz rzewniej, a ona zagrała. Zagrała tak jak nigdy w życiu jeszcze nie grała, przy otwartym oknie, a śnieżynki zaczęły spływać z nieba jakby po cichu chciały jej podziękować w jego imieniu…
To tyle. Już możesz puścić moją dłoń. Chcesz wiedzieć jak się skończyła ta historia? Cóż nasza bohaterka zagrała kilka wielkich koncertów. Wyszła za milionera. Była szczęśliwa. Skrzypce od tamtej pamiętnej nocy darzyła wielkim szacunkiem i nigdy nikomu nie pozwalała ich dotknąć. Bo mimo, że proponowali jej lepsze to ona zawsze chciała te bo jak sama twierdziła „To one pomagają mi tworzyć marzenia”. I jest coś jeszcze….Od tamtego wieczoru dzień w dzień na grobie chłopka pojawiała się piękna czerwona róża. Nikt nigdy nie widział kto ją przynosi, chociaż niektórzy twierdzą, że widzieli jak o wschodzie słońca kładzie ją elegancka dama o rudych włosach