Kategoria

To i owo, strona 7


sty 12 2016 Niebezpieczne modyfikacje ciała.
Komentarze (0)
Najbardziej wyróżniającym się pod tym względem przypadkiem jest Amerykanin Dennis Avner, Człowiek – Kot, a raczej Stalking Cat (Tropiący Kot), jak woli siebie nazywać. Został nawet wpisany do Księgi Rekordów Guinessa jako najbardziej zmodyfikowany człowiek świata. By upodobnić się do swojego ulubionego zwierzaka – tygrysa, Dennis musiał przejść przez szereg transformacji, takie jak tatuaże, piercingi, operacje, a także implanty.
Przekształcanie swojego ciała zaczął od wytatuowania się, następnie zaostrzył uszy i rozszczepił górną wargę. Dodatkowo wszczepił sobie silikonowe implanty w brwi, policzki oraz w przegrodzie nosa. W celu osiągnięcia jeszcze lepszego efektu, nosi soczewki kontaktowe, doczepione wąsy, pazury, a także wydłużone kły. By móc poczuć się jak prawdziwy kot, do pleców przyczepia sobie również ogon, który reagując na ruchy jego nóg, porusza się w trakcie chodzenia.
CZŁOWIEK -KOT


CZŁOWIEK-JASZCZURKA
 
Z kolei Eric Sprague to Człowiek – Jaszczurka. Jako jeden z pierwszych, przedzielił sobie język na pół. Jego całe ciało zdobią zielone tatuaże odwzorowujące kształt łusek. Prócz tego ma wyszlifowane i zaostrzone zęby, a także posiada mnóstwo implantów, znajdujące się w jego głowie. Dzięki temu zalicza się on do najbardziej zmodyfikowanych osób na świecie.
 
Niektórzy z nich nie poprzestali tylko na upodobnieniu się do wybranego zwierzęcia, ale prowadzą nawet podobny tryb życia. Wobec tego nie jest to wyłącznie przemiana zewnętrzna, lecz także wewnętrzna. Zmienia ona nie tylko powierzchowny wizerunek, ale także sposób bycia. Doskonałym tego przykładem jest Tom Leppard, który przeobraził się w leoparda. Całe ciało ma pokryte cętkami. Podobnie jak Człowiek – Kot, również Tom zakwalifikował się do Księgi Rekordów Guinessa jako najbardziej wytatuowany człowiek na świecie. Prócz swojego charakterystycznego wyglądu, wiedzie on również podobne życie, co leopard. Żyje w samotności, mieszka w odludnym miejscu, a także poluje na pożywienie.
Dla większości osób, tego typu „przygoda” zaczęła się dość niewinnie. Na początku robią jeden tatuaż, kolczyk, z czasem chcą zrobić kolejny i kolejny, na tym się jednak nie kończy. Zaczynają poszukiwać czegoś nowego, bardziej ekstremalnego i odważnego, dochodząc aż do wszczepienia implantów, czy rozszczepienia części ciała. Przekształcanie swojego ciała i nieustanna praca nad kreowaniem własnego wizerunku jest tak zajmująca, że większość z nich oddaje się temu z pasją i poświęca temu całe swoje życie.
strega63   
sty 12 2016 Samobójca - pechowiec...
Komentarze (0)

Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.



Ps....

Przypomniała mi sie taka troche smieszno-tragiczna  sytuacja u nas w domu.....
Moj nieżyjący już  ojczym lubił zajrzec do kieliszka....No i w koncu przesadził...
Gdy przyszedl do domu narabany ,mama zaczela na niego wrzeszczeć.
Juz dokladnie nie pamietam jaka byla miedzy nimi wymiana zdań,ale siostra uslyszala,ze chce sie powiesic.To idz-wrzasnela moja mama...
I poszedl..Wzial pasek i wszedl do lazienki.Nikt tego nie widzial...
Nagle rozlegl sie ogromny huk w lazience.
Wszyscy sie zbiegli...co sie stalo?
Otwieraja drzwi,a tam ojciec podnosi sie z podlogi...
_Kur.....mowi..przez to wieszanie bym sie zabił....
Okazalo sie,ze pasek zaczepil o szafke wiszaca nad sedesem.Sruba nie wytrzymala i spadł na  sedes....razem z ta szafką....



strega63   
sty 12 2016 Banshee-irlandzka wróżka śmierci...
Komentarze (0)

Banshee ma swoje początki w podaniach i legendach Irlandii. Słowo Banshee pochodzi od irlandzko-galijskiego słowa „bean sidle”, które oznacza „kobietę wróżek”. Jej przerażający wrzask ma oznajmiać śmierć. W przypadku Franka również nie było wyjątku. Podczas słyszalnego krzyku zmarł jego ojciec, a on dowiedział się o tym kilka godzin później!


Pod koniec lat 60 irlandzka parapsycholog Sheila St. Claire stworzyła program w którym słuchacze mogli mówić o swoich przeżyciach, a wyniki były przekonujące. Opowieść piekarza (jednej z wielu osób): „To było jeszcze w nocy… wrzask zaczął się cicho, później podnosił się do Crescendo

Nagle usłyszałem przerażający głos, jak zwariowana, płacząca kobieta, aż mi włosy stanęły. Pierwsze myślałem, że to wiatr, ale kwiaty się nie ruszały. Ten płacz był coraz głośniejszy, jak syrena, stawał się coraz bardziej nieznośny i powoli znów ucichał, aż zniknął. Stałem jak słup dlatego, że zdałem sobie powoli sprawę z tego co słyszałem.

"Ten głos miał bezsprzecznie w sobie coś ludzkiego. Drzwi piekarni w której pracuję były otwarte i mężczyźni stali cicho i słuchali tego głosu. Można było rozpoznać jedno lub dwa galijskie słowa, których ja nie rozumiem. Później wszystko powoli ustało. Nad ranem około godziny 5 do piekarni przyszedł jeden z roznosicieli chleba i powiedział, że w nocy zmarła jego ciotka, i że potrzebuje mój koszyk. Właśnie z tego koszyka dobiegał krzyk Banshee!"


W tym samym programie pewien stary mężczyzna próbował szczegółowo opisać ten wrzask: "To był żałosny dźwięk, przypominał koty na murze, ale to nie były koty, tego jestem pewien. Myślałem, ze to był torturowany ptak lub coś podobnego… był to żałosny dźwięk, który się oddalał coraz bardziej, aż znikł."


Kolejna wzmianka pochodzi z roku 1979 od Ireny McCormack z Andover. Kobieta opisała, że pewnej nocy jak była sama w domu usłyszała „niedorzeczny, straszny lament”. Jej pies kompletnie przy tym zwariował i szybko uciekł z pokoju. Następnego dna dowiedziała się, że jej matka leży w szpitalu. Irena postanowiła zostać z matką, aż ona umarła jeszcze tego samego dnia.

"Ten głos miał bezsprzecznie w sobie coś ludzkiego. Drzwi piekarni w której pracuję były otwarte i mężczyźni stali cicho i słuchali tego głosu. Można było rozpoznać jedno lub dwa galijskie słowa, których ja nie rozumiem. Później wszystko powoli ustało. Nad ranem około godziny 5 do piekarni przyszedł jeden z roznosicieli chleba i powiedział, że w nocy zmarła jego ciotka, i że potrzebuje mój koszyk. Właśnie z tego koszyka dobiegał krzyk Banshee!"


W tym samym programie pewien stary mężczyzna próbował szczegółowo opisać ten wrzask: "To był żałosny dźwięk, przypominał koty na murze, ale to nie były koty, tego jestem pewien. Myślałem, ze to był torturowany ptak lub coś podobnego… był to żałosny dźwięk, który się oddalał coraz bardziej, aż znikł."

Kolejna wzmianka pochodzi z roku 1979 od Ireny McCormack z Andover. Kobieta opisała, że pewnej nocy jak była sama w domu usłyszała „niedorzeczny, straszny lament”. Jej pies kompletnie przy tym zwariował i szybko uciekł z pokoju. Następnego dna dowiedziała się, że jej matka leży w szpitalu. Irena postanowiła zostać z matką, aż ona umarła jeszcze tego samego dnia.


Do samego wyglądu Banshee jest mało opisów, gdyż dotąd była rzadko widywana. Ona ma mieć długie, czerwone włosy, które czesze podczas swojego lamentu przed domami przyszłych zmarłych. Czasem też pojawia się jako stara, zgarbiona kobieta. Ognisto czerwone (od płakania?), świecące oczy zawsze były wspominane. Wiele starych irlandzkich rodzin widzi Banshee jako swojego anioła stróża. Banshee czuwa nad rodziną, nad jej członkami, i daje im ostatnią przysługę w postaci śmiercionośnych dźwięków.
Frank Smyth po 14 latach znów usłyszał krzyk Banshee: "W tym czasie znajdowałem się w łóżku i czytałem poranne wiadomości, kiedy znów usłyszałem ten straszny dźwięk. Myślałem o mojej rodzinie i modliłem się: Boże, nie pozwól by to był ktoś z mojej rodziny! Jednak jakoś wiedziałem, że to nie trafi się mojej rodzinie!"

Data tego zdarzenia to 22 listopad 1963, tego dnia zmarł dobry znajomy rodziny - amerykański prezydent John F. Kennedy.

 

strega63   
sty 12 2016 Lustro mojego życia...
Komentarze (0)

strega63   
sty 12 2016 List...
Komentarze (0)

Wi­taj wędrow­cze. Podróżujesz przez życie nie zaw­sze dos­trze­gając wszys­tko ta­kim ja­kim jest nap­rawdę. Pozwól się na chwilę zat­rzy­mać, chciałbym po­kazać Ci pewną his­to­rię. Tak. Chciałbym abyś ją zo­baczył, może wte­dy uda Ci się zro­zumieć.


 Za­pytasz kim jes­tem? Cóż…koło Was, ludzi, jes­teśmy od zaw­sze. Na­zywają nas różnie. Jed­ni na­zywają nas przez­nacze­niem, dla in­nych jes­teśmy aniołami, dla jeszcze in­nych nie is­tnieje­my, tyl­ko ,że cóż…jes­teśmy zaw­sze koło Was. Nig­dy nas nie dos­trze­gacie, ale to właśnie my jes­teśmy świad­ka­mi waszych smutków i ra­dości, waszych łez, chwil nadziei. Po­siada­my pewną niez­wykłą zdol­ność podróżowa­nia przez wspom­nienia, i chciałbym abyś wyb­rał się tam za mną. Pa­miętaj jed­nak! Możemy tyl­ko pat­rzeć, nig­dy nie wol­no nam in­ge­rować. Od­wie­dzi­my tyl­ko jed­no, ale bar­dzo wyjątko­we.


Go­towy? Cóż sko­ro tak to złap mnie za rękę i ruszaj­my….
Wiesz gdzie jes­teśmy? Ten park? To kon­kret­ne miej­sce? Tak dob­rze tra­fiłeś. Przechodziłeś tu bar­dzo wiele ra­zy i na­wet go nie dos­trzegłeś praw­da? Jak to ko­go? Widzisz zbiera­ninę tam­tych ludzi, choć i słuchaj. A na śniegu zos­tały ich śla­dy……
Tłum ludzi otaczał ja­kiegoś chłopa­ka, który leżał na śniegu nierucho­mo. Koło niego klęczała dziew­czy­na, której łzy raz po raz ska­pywały na śnieg. Ludzie pow­tarza­li między sobą, że on ją ura­tował, że ktoś chciał ją na­paść, ale on ją ob­ro­nił.
 Dziew­czy­na mu­siała być kimś ważnym w swoim otocze­niu. Piękna suk­nia, zad­ba­ne ru­de, długie włosy, de­likat­na ce­ra.
- Chodź, je­mu już nie po­możesz – sta­rał się ją pod­nieść i od­ciągnąć ja­kiś star­szy mężczyz­na. Wyglądał na jej oj­ca. Lek­ko pluchy, ale równie ele­gan­cki. W tru­dach pod­niósł dziew­czynę, ta jed­nak za­nim uległa rzu­ciła się do chłopa­ka szepnęła ciche „Dzięku­je” i z je­go dłoni wy­ciągnęła już lek­ko zmarznięty ka­wałek pa­pieru, po czym scho­wała go so­bie w ob­fi­ty de­kolt.
 W ciągu naj­bliższych mi­nut na miej­scu po­jawiły się wszys­tkie służby i po stwier­dze­niu zgo­nu zab­rały ciało chłopa­ka, który jeszcze kil­ka chwil te­mu, miał marze­nia i sny. Po­lic­ja zeb­rała do­wody i uporządko­wała miej­sce całego zdarze­nia.


Nasza ru­dowłosa dziew­czy­na ot­rząsnęła się z całego zdarze­nia po kil­ku­nas­tu dniach. Na pog­rzeb jej wy­bawi­ciela wysłała swo­jego tatę po­nieważ sa­ma nie była jeszcze w sta­nie na­wet usiąść. Kiedy pew­ne­go wie­czo­ru szy­kowała się do kąpieli przy­pom­niała so­bie, że jeszcze do którejś szuf­la­dy wrzu­ciła list, który na­leżał do chłopa­ka, który ją ura­tował. Za­sunęła żaluz­je, usiadała przed biur­kiem, które wcześniej sprzątnęła z niepot­rzeb­nych rzeczy. Za­paliła lam­pkę i zaczęła czy­tać:

Kiedy czy­tasz te słowa mnie już pew­nie nig­dy nie zo­baczysz. Od bar­dzo daw­no no­siłem się z na­pisa­niem te­go lis­tu, ale do­piero os­ta­nie dni po­kazały mi, że muszę to zro­bić. Ty pew­nie mnie nie znasz, ale to nie jest ważne, bo ja znam Ciebie. Mie­szkasz w tym pięknym do­mu na ro­gu uli­cy, co wieczór ot­wierasz ok­no do sa­lonu i grasz na skrzyp­cach, naj­piękniej jak pot­ra­fisz. Ja nig­dy Ci o tym nie mówiłem, ale zaw­sze kiedy grałaś sta­rałem się być blis­ko, aby posłuchać te­go w ja­ki sposób opo­wiadasz mu­zyką. Każda nu­ta jest czymś wyjątko­wym, a w twoich dłoniach skrzyp­ce są narzędziem do tworze­nia marzeń. Wiesz kim jes­tem? Dzi­siaj jes­tem ni­kim. Bez­domnym chłopa­kiem, który co wieczór przychodził po Two­je ok­no słuchać jak grasz. Jak tworzysz dla niego marze­nia. Kiedyś byłem kimś. Dzie­dzi­cem majątku rodziców, którzy stworzy­li jedną z naj­większych fab­ryk w mieście. Nies­te­ty, ale przyszły bar­dzo słabe dni. Fab­ry­ka po­padała w długi, dłużni­cy za­biera­li wszys­tko od fab­ry­ki, pop­rzez luk­su­sowe auta, a skończyw­szy na moim do­mu. Ci dla których kiedyś byłem przy­jacielem za­pom­nieli o mnie. Kiedy wszys­tko stra­ciłem oni się ode mnie od­wróci­li, a po­mocy nie mogłem ocze­kiwać znikąd. To cze­go im się nie udało zab­rać to mo­ja miłość do mu­zyki, a skrzyp­ce na których grasz mają za­raz za śli­makiem (górna część skrzy­piec) mo­je inic­jały, po­nieważ one były kiedyś mo­je. Dzi­siaj już nie są, a ty ku­piłaś je w je­dynym skle­pie mu­zycznym w tym mieście. Skąd to wiem? Cóż…..za­nim mi wszys­tko zab­ra­li sam je tam za­niosłem. Właści­ciel skle­pu był moim dob­rym przy­jaciel i obiecał, że sprze­da je oso­bie która na nie zasługu­je. Ja wiem, że to Ty. A przy­jaciel? Hmmmm……..kiedyś był nim, kiedy do­wie­dział się, że wszys­tko stra­ciłem już mnie nie znał. Nie wiem, czy się jeszcze kiedyś spot­ka­my, nie wiem na­wet czy przeczy­tasz ten list, ale wiedz, że kiedy wszys­tko się mi za­waliło to właśnie two­ja mu­zyka poz­wała mi przet­rwać w naj­bar­dziej mroźne wie­czo­ry.

Kiedy nasza bo­hater­ka skończyła czy­tać te niez­wykłe słowa, po jej po­liczkach zaczęły spływać łzy. Po­deszła do skrzy­piec i spraw­dziła czy owe inic­jały fak­tycznie tam są. Kiedy pal­ce poczuły lek­kie wyżłobienia łzy zaczęły płynąć ob­fi­ciej. Do­piero te­raz zdała so­bie sprawę co oz­naczało dla tam­te­go chłopa­ka słucha­nie ich dźwięku. Przy­pom­niała so­bie każdo­razową prośbę do oj­ca aby zam­knął ok­no. Tyl­ko, że on tam wte­dy był. Zaw­sze był i słuchał. Nig­dy się nie odzy­wał. I wte­dy poczuła co oz­nacza praw­dzi­wa miłość do mu­zyki. Łzy zaczęły spływać co­raz rzew­niej, a ona zag­rała. Zag­rała tak jak nig­dy w życiu jeszcze nie grała, przy ot­wartym ok­nie, a śnieżyn­ki zaczęły spływać z nieba jak­by po cichu chciały jej podzięko­wać w je­go imieniu…



To ty­le. Już możesz puścić moją dłoń. Chcesz wie­dzieć jak się skończyła ta his­to­ria? Cóż nasza bo­hater­ka zag­rała kil­ka wiel­kich kon­certów. Wyszła za mi­lione­ra. Była szczęśli­wa. Skrzyp­ce od tam­tej pa­miętnej no­cy darzyła wiel­kim sza­cun­kiem i nig­dy ni­komu nie poz­wa­lała ich dot­knąć. Bo mi­mo, że pro­pono­wali jej lep­sze to ona zaw­sze chciała te bo jak sa­ma twier­dziła „To one po­magają mi tworzyć marze­nia”. I jest coś jeszcze….Od tam­te­go wie­czo­ru dzień w dzień na gro­bie chłop­ka po­jawiała się piękna czer­wo­na róża. Nikt nig­dy nie widział kto ją przy­nosi, cho­ciaż niektórzy twier­dzą, że widzieli jak o wschodzie słońca kładzie ją ele­gan­cka da­ma o ru­dych włosach

strega63