Jest czas pożegnań,chwila rozstań,ktorych uniknąć się nie uda.Taką wyznaczył droge los nam i taki drogi kres po trudach,zachwytach,rozczarowaniach,dramatach nagłych,małych smutkach,miłościach,które się osłania,przyjażniach niezachwianych wśród nas.ten czas nadejdzie,już nadchodzi,nocami można go usłyszeć.Jeszcze zatopmy wzrok nasz w wodzie,jeszcze nurkujmy w leśną ciszę.Ballade,która wiatr nam nuci i dumkę,którą nuci strumień,powtórzmy,póki wiatr nie ucichł,a strumień jeszcze płynąć umie.Żegnajmy leśnych drzew korony tak,jak namioty się żegnało z młodzieńczych wypraw w obce strony,nim dogoniła nas dojrzałość.Żegnajmy pól drgajacą przestrzeń i chmury słońcem nasycone i mgłę,co nie opadła jeszcze,i ognisk niewygasły płomień.I wiotkie sarny pożegnajmy w ostrj zieleni łąk śródleśnych,majową noc,świt niezwyczajny,z głuszcowej wywróżony pieśni.
A naszym tropem dniem i nocą ktoś sie przesuwa bez szelestu.I dobrze wiemy kto i po co,nie mamy przeciez lat dwudziestu.Ale nas nie przestraszy nic już,co sie przed ludzkim okiem kryje.Tyle sie już przeżyło w życiu,że i śmierć jakos się przeżyje...