Kategoria

To i owo, strona 4


sty 12 2016 Jedyną miarą miłości jest miłość bez...
Komentarze (0)

Jak na luty było dość ciepło, dużymi płatkami padał śnieg. Za oknem niewielkiego pokoju widać było ośnieżone szczyty gór. Ozdabiały zachmurzony krajobraz jak wysadzana perłami korona. Wewnątrz, w palącym się kominku migotały płomyki ognia. A ona, pomimo licznego towarzystwa czuła się bardzo samotna. Marzyła o tym, by kogoś pokochać i być kochaną w pełni znaczenia tegoż słowa. Pisała:
„Tak długo cię już w sercu noszę i nigdy się z tobą nie rozstaję
mijają kolejne dni, miesiące lata i tylko nadzieja, że w końcu cię spotkamy mi zostaje
nadzieja cicha, nadzieja błoga, że kiedyś się to wszystko zmieni
ty mnie pokochasz a ja ciebie, że będziemy oboje szczęśliwi
choć nieuchronnie idę już ku jesieni”
Marzenia ziściły się dopiero za pięć lat. Spotkała go latem, gdy jaśmin roztaczał swą słodką woń, świerszcze grały na skrzydłach, a pola żyta usiane były czerwienią maków. Ich uczucie rozkwitło na dobre, gdy w sadzie dojrzewały węgierki, żółtawe antonówki, a jeszcze zielone liście gdzieniegdzie zaczynały się przebarwiać na bordowo. I tak mijały kolejne dni, miesiące, lata, było słonecznie nieraz burzowo. Czasami miała wrażenie, że jej życie przypomina dmuchawiec, jeden najmniejszy powiew wiatru , jedno dmuchnięcie i wszystko się rozleci. Siwizna przyprószyła jej włosy, on stał się bardziej dojrzały. Gdy się pojawia, niespokojne myśli ulatniają się jak spłoszone wrony, a przygnębienie ulatnia się w ciągu sekundy. Nadal lubi jego sposób mrużenia bursztynowych oczu, gdy się czemuś uważnie przypatruje i przepraszający uśmiech , kiedy zwraca się ku niej. Ale przede wszystkim nadal go kocha, to on zajmuje jej myśli i miejsce w coraz starszym sercu.

strega63   
sty 12 2016 Wolność w środku nocy... Adriana Xena...
Komentarze (0)

Idę drogą skąpaną w nocnym blasku.
Patrzę w niebo i widzę wspaniały granatowy jedwab
rozpostarty w górze, a na nim lśniące niczym diamenty gwiazdy.
Chłodny wiatr niesie mi ukojenie i zapach kwiatów, które budzą się
do życie dopiero gdy zapada zmrok.
Ruszam dalej. Serce bije mi w piersi szalonym rytmem.
Noc – ochrania nas przed dniem. Pozwala zapomnieć o troskach.
Słyszę szum wody znad jeziora. Czuję zapach wody skąpanej w srebrzystym blasku.
Zapominam o życiu, które dzieje się poza mną,
gdy pokonuje ostatnie bariery i wychodzę na polanę gdzie srebrne światło
igra sobie w trawie i polnych kwiatach.
Patrzę na wodę niewielkiego jeziora, w której odbija się
potężna tarcza srebrnego księżyca w pełni. A towarzyszą mu miliony
drobnych gwiazd, które opowiadają własne historie.
Podchodzę do lśniącej lustrzanej tafli i spoglądam w swoje odbicie.
Moja skóra przypomina alabaster, a czarne włosy, w których bawią się
świetlane refleksy wydają się zmieniać kolor na granat,
równy temu jedwabiu na niebie.

Przymykam oczy w kolorze letniego nieba i żałuję, że nie mają
koloru nieba w środku letniej nocy. Żałuję, że nie mogę
na zawsze pozostać wśród nocnej ciszy i nocnego piękna, które ukrywa się
przed bezlitosnym blaskiem dnia. Chcę zapomnieć, że dzień w ogóle istnieje.
Nie chcę słońca! Nie chcę dnia! Niech noc wiecznie trwa!
Otwieram powieki i widzę ciemny cień za moimi plecami, który przybiera męską sylwetkę.
Uśmiecham się radośnie. Złota klatka życia zostaje otwarta i
pozwala mi wyjść na wolność. Zaznać smaku miłości, której mi się odmawia za dnia.
Ale noc mi niczego nie odmawia. Jestem tu wolna niczym ptak, który
cicho śpiewa miłosne pieśni wśród drzew. I chcę tu pozostać.
Jeśli nie na zawsze to przynajmniej dopóki noc nie przegra ze słońcem.
Ale jutro noc znów się narodzi. I znów będę mogła uciec przed mym
więzieniem codzienności. Ucieknę od życia jakie narzuca mi dzień.
Nigdy nie zapomnę smaku wolności w środku nocy.

strega63   
sty 12 2016 Markiz de Sade...
Komentarze (0)

WYCHOWAWCZE BŁĘDY
Markiz de Sade pochodził ze znanej i szanowanej rodziny. Jego ojciec Jean Baptiste, był ambasadorem Francji na dworze w Petersburgu. Poślubił Marię Eleonorę Maille de Carman, z tego związku w 1740 roku przyszedł na świat Markiz de Sade. W wieku 4 lat mały de Sade dotkliwie pobił starszego od siebie księcia de Conde. Za karę został odesłany do babki. Babcia zapatrzona we wnuka, nie szczędziła starań, by miał on wszystko, czego zapragnie. Wszystkie pokojówki były do dyspozycji małego markiza, spełniały wszystkie jego kaprysy. Właśnie to ukształtowało w Markizie de Sade przekonanie, że wszystkie kobiety są stworzone do tego by spełniać jego zachcianki.


KU DOJRZAŁOSCI
W 1750 roku dziesięcioletni chłopiec wstępuje do jezuickiego kolegium Ludwika Wielkiego w Paryżu. Jego guwernantem zostaje ksiądz Amblet, który z wielkim zapałem wpaja swojemu wychowankowi zasady moralno - etyczne. Jednakże Markiz de Sado posiadał duży temperament i buntowniczy charakter, to też nauki księdza osiągnęły odwrotny skutek - wszystkie zasady etyczno - moralne budziły w nim głęboką odrazę i pogardę. Jako czternastolatek rozumie wszystkie te zasady jako "nierozumne więzy krępujące myśl ludzką". Następnie Markiz przebywa w Wersalu w szkole oficerskiej przy pułku gwardii królewskiej. Stamtąd trafia na front wojny siedmioletniej. W czasie wojaczki zasłynął z nadmiernego fetowania sukcesów wojennych. Na cześć jednego ze zwycięstw próbował wystrzelić sztuczne ognie, co o mały włos nie zakończyło się spaleniem niewielkiego miasteczka. Mimo to pobyt w armii zaowocował awansem na kapitana kawalerii.


OBYCZAJE...CZASY...
Po powrocie z wojny rodzina dostrzegła w Donatienu ogromne zmiany, min. Stał się zatwardziałym ateistą. Okres po wojnie upłynął Markizowi pod znakiem burzliwych romansów . Miały one miejsce w epoce libertynizmu, charakteryzującej się ogromną swobodą obyczajową. Mężczyźni interesowali się tylko dodaniem na listę swoich kochanek kolejnych nazwisk, a kobiety uwiedzeniem mężczyzn cieszących się największym powodzeniem wśród dam z wyższych sfer. Można powiedzieć, że liczyły się tylko dwie zasady: dla mężczyzn - posiąść, a dla kobiet - uwieść. W epoce libertynizmu kwitło życie towarzyskie nacechowane swobodą obyczajową i pikantnymi wydarzeniami. Instytucja małżeństwa upadała, gdyż najważniejsze były doznania cielesne. Właśnie w takich realiach kształtowała się osobowość Markiza de Sado. Markiz dość szybko wszedł w paryskie salony, był znany jako hazardzista i częsty bywalec domów publicznych. Jego czyny musiały być naprawdę skandaliczne, skoro zdołał się wybić w libertyńskim Paryżu.
Ojciec zaniepokojony ekscesami syna skłania go do małżeństwa z Renatą Pelagią de Montreuil, licząc na stabilizację Donatiego. Markiz jednak wynajmuje mieszkania, w którym często goszczą tancerki i prostytutki. Pół roku po ślubie teściowa, która miała dość słuchania o wyczynach zięcia, doprowadza do aresztowania markiza. Kilkudniowe więzienie miało ostudzić zapędy de Sade'a, przyniosło jednak skutek przeciwny. Wypuszczony na wolność ze zdwojoną energią organizuje orgie głośne na cały Paryż. Całe paryskie społeczeństwo ze zgrozą komentowało te spotkania. A szczególnie pogłoski jakoby dziewczyny zwabione do domu Markiza przechodziły tortury cielesne. De Sade twierdził, iż ból zadawany partnerowi w trakcie aktu miłosnego ma być pokutą za grzechy. Takie postawienie sprawy spotkało się z natychmiastowym odzewem Kościoła, który potępił i uznał go za głównego wroga Kościoła, a tym samym państwa.


UCIECZKA PRZED WIĘZIENIEM
Jego styl życia sprawiał, że był częstym gościem w więzieniach. Nie był mile widziany w Paryżu, na mocy wyroku sądowego miał zakaz pobytu w stolicy. Dużo podróżował i miał już dwójkę dzieci. Miarka się przebrał, gdy wziął udział w orgii, podczas której zmarło kilku uczestników. Markiz został skazany na śmierć, a przed wyrokiem uchroniła go ucieczka. Rozpoczął życie w ukryciu pod nazwiskiem de Mazan. Był jednak zbyt znany i ponownie trafił do więzienia. Małżonka próbowała go ratować , jednak markiz sam sobie poradził uciekając przez okienko w latrynie. Jako człowiek oskarżony o wynaturzenia mógł zawsze liczyć na pomoc : pobłażliwej żony i służby. Jedynie teściowa była problemem gdyż, za punkt honoru przyjęła sobie doprowadzenie markiza przed sąd. Właśnie jej de Sade zawdzięcza ciągłe życie w strachu, najścia policji i brawurowe ucieczki. Miał także ogromne szczęście: Pewnego dnia do jego gabinetu wdarł się pan Trillet, pragnąc zemsty za uwiedzenie córki. Przycisnął markizowi do skroni pistolet i nacisnął spust, jednak broń nie wypaliła. Wkrótce potem fortuna odwróciła się od Donatiego, został aresztowany i osadzony w twierdzy Vincennes. Dzięki staraniom żony karę śmierci zamieniono mu na grzywnę! Uniewinnienie nie oznaczało wolności i kolejne 12 lat spędził za kratkami. Zgodnie z decyzją Ludwika XVI miał spędzić resztę życia w Bastylii.


SCHYŁEK ZYCIA
W 1789 roku zostaje przewieziony z Bastylii do więzienia w Charenton. Wolność uzyskał w 1890 roku i to podwójną, gdyż żona zażądała separacji.
Zmarł 2 grudnia 1814, ale do końca zachował dobrą kondycję fizyczną . Został pochowany na cmentarzu przy Charenton.

strega63   
sty 12 2016 Czy to prawda,że...
Komentarze (0)

Na świecie są dwa rodzaje ludzi...Koty i Myszy...Koty chodzą własnymi drogami,robią co chca,dostają wszystko czego zapragną.Są agresywne i niezależne,bo taka mają naturę.
Myszy natomiast nie maja w sobie krzty agresywności.Łatwo je zranic.Są łagodne i nieśmiałe.Czują sie szczęsliwe,gdy ze spuszczoną głową przyjmują co niesie im życie.Życie myszy nie jest tak barwne jak zycie kota...Jesli jednak trzyma sie swej bezpiecznej nory i potrafi się o siebie zatroszczyc,pożyje dłużej niż kot...


strega63   
sty 12 2016 Gdy budzą się moje demony...
Komentarze (0)

....zmuszają mnie do patrzenia w lustro...ich oczami....pokazuja mnie taką,jaką nie chce byc...
Mrużą swoje czarne oczy,drwiący usmiech błąka im sie na ustach...Strach malujący sie na mej twarzy,czyni ja groteskowa,znieksztalconą....Czy to naprawdę ja?
Im więcej strachu w moich oczach,tym więcej maja radości....Karmią sie tym....
A mój strach jest duży...Rosną w siłę...
A ja...stoję przed lustrem....
Każdą łzę spływającą z policzka,zlizują swoimi długimi jęzorami....
Delektują się nią....Tyle łez.....Takie ich szczęście...
Uświadamiają mi,że mój czas niedługo dobiegnie końca....
Czasu nikt nie zatrzyma...
Ja....ofiara demonów....ofiara samej siebie...


"O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć.Są to rzeczy,których sie wstydzisz,
ponieważ słowa pomniejszaja je,słowa powodują,iż rzeczy ,które wydawały się nieskończenie wielkie,kiedy były w twojej głowie,po wypowiedzeniu,kurczą się i stają calkiem zwyczajne.
Jednak nie tylko o to chodzi...Najważniejsze sprawy leżą zbyt blisko najskrytszego miejsca w twej duszy,jak drogowskazy do skarbu,który wrogowie chcieli by ci skraść.
Zdobywasz się na odwage i wyjawiasz je,a ludzie dziwnie na ciebie patrzą,wogóle nie rozumiejąc ,co powiedziałeś/as...albo dlaczego uważaleś/aś to za tak ważne,że prawie płakałeś/aś mówiąc.Myślę,że to jest najgorsze...
kiedy tajemnica pozostaje nie wyjawiona nie z powodu braku słuchacza ,lecz braku zrozumienia"
S. King-"Ciało"



strega63