Archiwum styczeń 2016, strona 32


sty 10 2016

Ciemna strona człowieka...


Komentarze (0)

Trzynastoletni chłopiec, Daniel, po powrocie z kościoła, grzebie w szufladzie rodziców, którzy w tym czasie cieszą się niedzielnym spacerem. Znajduje saszetkę do połowy wypełnioną pieniędzmi. Pchany nagłym, niesprecyzowanym uczuciem bierze pełną garść banknotów i wpycha je do kieszeni.

                                

Spytany kiedyś, czy nie wie co stało się z częścią pieniędzy, które rodzice trzymali w szufladzie, Daniel bez skrupułów zaprzecza. Wieczorem wychodzi z domu, spotyka kolegów. Za ich namową, pod osłoną nocy, zapala pierwszego w życiu papierosa. Wraca do domu bardzo późno. Wszystko wydaje się wspaniałe, czuje się kimś lepszym

                             


Daniel, wraz z ze starszymi kolegami kupuje alkohol. Wypijając kilka butelek w pobliskim parku, ruszają w kierunku miasta. Swoją drogę znaczą, niszcząc okoliczne ławki, łamiąc drzewka, przewracając kosze na śmieci, przeklinając i bluźniąc. Jeden z chłopców zaczepia starszego człowieka. Ten zapytany o pieniądze, kręci ze strachem głową. Zostaje przewrócony i kopnięty. Z nosa skapuje na ziemię purpurowa krew. Daniel śmieje się szyderczo.


- Stary, k....., decyduj się: bierzesz czy nie? Ekstra towar, pierwsza klasa, prosto z Holandii... - Narkotyki i pieniądze wędrują z rąk do rąk. Daniel powoli uzależnia się od heroiny.


Zepsuty siedemnastolatek czuje względem Ewy coś, czego nigdy wcześniej nie zaznał wobec nikogo; uczucie jest obce, nieznane, aczkolwiek proste i... piękne.

Daniel i Ewa na randce: pożyczony samochód, ciemny wieczór, jezioro, intymna atmosfera. Oboje wspaniale się rozumieją, są sobą zachwyceni, zaczynają się delikatnie całować. W pewnej chwili nieznana siła - być może nie do pokonania - sprawia, że chłopak zaczyna być gwałtowny. Dziewczyna boi się, prosi by przestał. Płacze, krzyczy rozpaczliwie, lecz nikt jej nie słyszy. Daniel dokonuje na niej gwałtu.
Chwilę później dziewczyna pozostaje sama pośród martwej ciszy jeziora i głuchych odgłosów nocnych ptaków. Głęboko skrzywdzona i upokorzona czuje ból, rozpacz, lęk, oszołomienie. Podobna do legendarnej syreny stąpa w kierunku wody. Mroczna, deliryczna toń przyjmuje ją do swojego królestwa.

Pogrzeb Ewy. Procesja prze do miejsca ostatniego spoczynku dziewczyny. Żałobny kir wypełnia powietrze, otulając przybyłych swymi czarnymi ramionami. Kapłan przemawia nad grobem; słowa zapadają się w nicość, niby piach przykrywający wieko trumny. Ze szczytu wzgórza spogląda na wszystko jeszcze jedna osoba. Na suchą ziemię spływają słone łzy Daniela.

Daniel błądzi bez celu. Wszędzie ścigają go spojrzenia sępów, Bogów Zniszczenia i Nienawiści. Widzi nicość i chaos... Widzi to, czego nie próbował naprawić... Widzi...Widzi dziecko, małą dziewczynkę, wbiegającą na jezdnię...
Daniel rzuca się przed siebie, wypychając dziewczynkę - wprost w ręce wystraszonej matki. Nadjeżdżający samochód nie może wyhamować. Nad chłopcem pochyla się zapłakana kobieta, szepcząc słowa modlitwy. Daniel zamyka oczy i umiera - z nieśmiałym uśmiechem na ustach.
Śmierć za śmierć. Życie za życie...

Czas śmiertelnika nadszedł, zostawił wszystko za sobą. Niewiele zostawił, bo nie miał wiele. Każdy zapomniał o tym człowieku, nikt nie pamięta człowieka ze skazą. Tuż przed odejściem stąd tego się bał, że go zapomną. I zapomnieli o nim zaraz po śmierci. Niedługo o nim pamiętali... a szkoda... bo warto było pamiętać człowieka ze skazą...

strega63   
sty 10 2016

Ile razy...


Komentarze (0)

.Ile to razy spoglądałam w lustro ... dziecko... dziewczynka... panienka... kobietka...
No cóż teraz Kobieta, spogląda na mnie zdziwiona...
Oglądam się wstecz i widzę życie...
Które trwało chyba tylko godzinę....

Edytuj  
 
strega63   
sty 10 2016

Befana...siostra Swiętego Mikołaja. Befana...


Komentarze (0)

Befana...siostra Swiętego Mikołaja. Befana to po polsku wróżka, ale o wyglądzie wiedźmy, oczekiwana przez najmłodszych i tych starszych. Dawniej pojawiała się w domach w towarzystwie męża i dzieci. Kolędowała od domostwa do domostwa, obdarzając swoim wesołym towarzystwem poszczególne rodzin

Dzieci, aby zostać obdarowanymi, muszą oczywiście być grzeczne. Starym zwyczajem zanim pójdą spać, w nocy z 5-go na 6-ty stycznia powinny zostawić na stole pomarańcze, mandarynkę lub kieliszek wina dla staruszki z zakrzywionym nosem. Befana bywa złośliwa i dzieciom mówi się, że może włożyć im do skarpety, węgiel, popiół, cebulę lub nawet czosnek…

Można powiedzieć, że wiedźma na miotle jest siostrą naszego Świętego Mikołaja, który jest we Włoszech nieznany i nie pojawia się w grudniu u włoskich dzieci.

Wracając do Befany, spośród wielu legend o wędrującej wiedźmie jest też i ta, która nawiązuje do wizyty Trzech Króli, przynoszących dary dzieciątku Jezus. Legenda głosi, że zagubieni Trzej Królowie, mieli zapytać przechodzącą staruszkę o wskazanie drogi do Betlejem. Staruszka jednak odmówiła im towarzystwa i w ramach przeprosin przygotowała kosz przysmaków, który miała im podarować. Niestety Trzej Królowie, będący już w drodze, nie mogli przekazać podarku małemu Chrystusowi. Stąd też staruszka zaczęła swą wędrówkę, od domu do domu, w nadziei, że w którymś z nich spotka małego Jezusa. W każdym z odwiedzanych domów zostawiała drobny poczęstunek dla domowników. Od tego czasu odwiedza wszystkie domy na całym świecie, ofiarując słodycze w ramach przeprosin. Zagląda do każdego domu, w którym jest dziecko, na wypadek gdyby był nim Jezus.

Dawniej podczas jednego wieczoru pojawiało się nawet kilka wiedźm w okolicy. Najpierw te, które odwiedzały najmłodszych, potem te, które odwiedzały starszych domowników. Już w południe domy przygotowywane były do wizyt wiedźm. Gromadzono stare znoszone ubrania, ażeby odziać nawiedzającą staruszkę na latającej miotle.

Befana jest szczególnie popularna w centralnych Włoszech. W Rzymie organizuje się specjalnie dla niej imprezy i jarmarki świąteczno-noworoczne. Imię Befana pochodzi od słowa "epifania" (objawienie), święta z którym jest ona nieodłącznie związana. Wierzy się, że czarownica objawia się w noc przed l’epifania (6 stycznia), aby wypełnić po brzegi skarpety najmłodszych cukierkami i czekoladkami.

Wiele włoskich rodzin jednoczy się w święto epifania na Piazza Navona w celu spotkania samej wiedźmy. Dzieci biegną w jej kierunku licząc na słodycze i drobne niespodzianki, które ma przynieść im staruszka. Oczywiście są i tacy, którzy obawiają się, że czarownica przyniesie im węgiel, gdyż nie zasłużyli na nic więcej.

W Rzymie jak nakazuje tradycja, na Piazza Navona w dniu 6 stycznia Befana ląduje swoim helikopterem. Tak rozpoczyna się wielka festa i rozdawanie słodyczy. Na jarmarku można zakupić specjalne calze - skarpety na cukierki, małe wiedźmy na szczęście oraz inne drobne upominki zarezerwowane dla tego święta.



strega63   
sty 10 2016

Oszukać przeznaczenie...


Komentarze (0)



Kiedyś Byłam Maleńką istotą, która nikomu nic nie zawiniła.Przyszła na świat nie wiedząc co ją czeka.
Moje malutkie serduszko biło sobie spokojnie, nie wiedząc że dostanie tyle ciosów, że zostanie mu zadane tyle ran do których nie było przygotowane.
Może gdyby wiedziało przestało by bić...
Było otwarte dla każdego. Obdarowywało uczuciami,które przepadały w nicości.Oddawało swe ciepło innym a gdy same potrzebowało ciepła dostawało chłód. A mimo to nie poddawało sie walczyło całkiem samo,choć nie rozumialo dla czego tak jest.Z dnia na dzień stawało się coraz słabsze. Dziwne- małe serduszko które kiedyś było tak silne zaczeło opadać z sił. Z roku na rok było na nim coraz więcej ran i nie gojących się blizn... A on jednak nadal walczyło.Pomimo wszystko. Wciąż ciepłem odpłacało za chłód. Nadal Obdarowywało uczuciami, pomimo tego że nikt ich nie chciał i przepadały w nicości. Wkońcu poraz pierwszy upadło...Zaczeły pękać wszystkie blizny. A rany które były świerze bolały jeszcze gorzej. I jak zawsze żadne serce nie pomogło małemu serduszkowi.Mijały lata. To Malutkie serce było coraz starsze. I czym więcej rozumiało tym bardziej cierpiało i tym bardziej sie głubiło w tym wszystkim. Zadając sobie podstawowe pytanie
"dlaczego" a potem "za co" Nadszedł czas kiedy upadło po raz drugi. Wedy to ciepło, którym darzyło innych schowało by inni nie mogli go dostrzec. Uczucia próbowało zabić co sie nie udało. Dla tego musiał je dobrze ukrywać. Ufność którą darzyło inne serca znikła...Wkońcu z małego serduszka stało sie w miare dorosłe serce. Które umiera codziennie. Codziennie wykrwawia sie i krzyczy z bólu. Bo nie dosć że ma pełno blizn i ran które sie odnawiają. To dochodzą nowe rany.Pomimmo tego serce i jego właściciel nadal walczą. Tylko ile jeszcze będą to sie okaże. Zobaczymy kiedy serce powie dosyć a właściciel koniec.


strega63   
sty 10 2016

Nadchodzi czas prezentów...


Komentarze (0)

Czas składa­nia życzeń. Tik, tak, już czas pre­zentów, przy­tula­nia i świateł. Zim­no.
I co mogę na­pisać oso­bie, której poz­nałam his­to­rię życia, a codzien­ność - za­led­wie jed­ne­go dnia? Właści­wie al­bo nic, al­bo wszys­tko na­raz. Nie da się zaw­rzeć cu­du w kil­ku za­led­wie zda­niach, gdy nie is­tnieje na­wet na­mias­tka wspólne­go słow­ni­ka. Człowieka można objąć ciepłem zro­zumienia do­piero, gdy sam ot­worzy us­ta i ra­miona. Więc, gdy je­dyne co jest dostępne, to kośla­we wyob­rażenia, niepew­ne prze­widy­wania co do da­nej na­tury, jak można pa­ru słowom na­dać war­tość ni­by po­kar­mu dla głodujące­go, ni­by ko­ca - za­marzające­mu; jak spra­wić, by nie minęły wraz z zacho­dem słońca, lecz by grzały na­wet bez wchłaniania kwantów z pro­mieni?
W ta­kiej chwi­li jak ta, nie ma na­wet skąd czer­pać in­spi­rac­ji. Żaden z krótkich, ni długich listów, nie wym­knie się spod po­wiek ad­re­sata. I po­mysł, gdzie ten po­mysł, jak zacząć, o czym zacząć, do cze­go zmie­rzać... Cza­sem na­wet ta­kie bo­les­ne ukłucie da się od­czuć w ser­cu, kiedy miast ciepła od­kle­puje się ba­nały, by­le tyl­ko przer­wać niezręczność ciszy...
W ta­kiej chwi­li jak ta przep­la­tają się bez­radność z naiw­nością. To wzla­ta, to opa­da chęć próbo­wania. Ro­zumienia. W krótkim mo­men­cie składa­nia życzeń, nad­ro­bienia wszys­tkich godzin, w których nic nie zbliżyło do siebie dwu is­tot, jed­nej mil­czącej te­raz z rac­ji przyjętej ro­li słuchacza, dru­giej zaś, z drob­ne­go, sub­telnie drażniące­go wsty­du, że to - te słowa - że to jest tyl­ko ty­le...
Piszę więc w więcej niż kil­ku zda­niach. Tłumacząc troszkę siebie. Być może... i to na początek wys­tar­czy. Gdy to ja ot­worzę ra­miona.

strega63