Komentarze (0)
Czwarty sierpnia 1892 roku był naprawdę upalnym dniem. Choć dochodziła dopiero jedenasta przed południem, miasteczko Fall River w Massachusets tonęło w słonecznym żarze i opływało potem. W trzypiętrowym domu przy Second Street, pod numerem 92, służąca państwa Borden, Bridget Sullivan odpoczywała w swoim pokoju na poddaszu, czuła się bowiem nie najlepiej.
O godzinie 11: 10 spokój Bridget, jak też i całego domu Bordenów został zakłócony , a to co nastąpiło chwilę później miało wstrząsnąć całym Fall River.
-Maggie -rozległo się z dołu.-Maggie, chodź tu natychmiast!
Bridget rozpoznała natychmiast głos Lizzie, młodszej z córek jej chlebodawców, która, swoim zwyczajem, nazwała ją Maggie.
-O co chodzi?-zapytała, nie mając widać zbytniej ochoty by wracać do pracy.
-Chodź tu natychmiast! Ojciec nie żyje! Ktoś tu wszedł i go zabił!
Bridget pomknęła na dół jak najszybciej mogła, znajdując Lizzie przy drzwiach kuchennych. Panna Borden powstrzymałą służącą przed wejściem do salonu gdzie miał znajdować się pan Borden i nakazała jej biec po lekarza. Mieszkającego po drugiej stronie ulicy doktora Bowena akurat nie było, wiec, przekazawszy jego małżonce wiadomość o morderstwie, Bridget wróciła do domu, skąd Lizzie wyslała ją ponownie, tym razem po przyjaciółkę sióstr Borden, pannę Russell.
Kiedy w końcu doktor Bowen dotarł na miejsce, Lizzie wprowadziła go do pokoju w którym znajdowało się ciało jej ojca. Siedemdziesięcioletni Andrew Borden leżał na kanapie, tak jak ułożył się do drzemki, obute stopy wsparłszy o podłogę, by nie pobrudzić obicia. To, co zostało z jego głowy leżało na poduszce. Morderca zadał mu jedenaście ciosów siekierą prosto w twarz, przecinając jedną gałkę oczną, która wypłynęła z oczodołu, rozłupując grzbiet nosa i łamiąc kości czaszki. Krew zbryzgała podłogę, ścianę nad oparciem kanapy, jak też wiszący na niej obraz.
Co logiczne, zaczęto się zastanawiać gdzie jest żona pana Borden, a raczej wdowa po nim, bo trzeba ją było powiadomić o tym co zaszło. Lizzie stwierdziła iż słyszała jak jej macocha wchodziła do domu, przeto powinna być na którymś z górnych pięter. Posłała po panią Borden Bridget. Ta jednak, co dość dziwne, stanowczo odmówiła wykonania polecenia, być może obawiajac się, że gdzieś może czyhać szaleniec z siekierą który zabił jej chlebodawcę. Obecna przy tym sąsiadka, pani Churchill, zadeklarowała że wobec tego ona pójdzie na górę i sprawdzi czy Abby Borden tam jest. Bridget z pewnymi oporami zgodziła się pójść razem z nią. Obie panie wstąpiły zatem na frontowe schody, lecz zanim jeszcze dotarły na podest pierwszego piętra, poprzez otwarte drzwi pokoju gościnnego dostrzegły bezwładną postać leżącą na podłodze.
Spanikowana słuząca zamarła, zaś pani Churchill minęła ją, z zimną krwią obejrzała ciało, po czym pospieszyła na parter by zaraportować zebranym tam osobom iż znalazła następne zwłoki. Sześćdziesięcioczteroletnia Abby Borden, zaskoczona w trakcie szorowania podłogi otrzymała dziewiętnaście potężnych ciosów siekierą w głowę, które, podobnie jak w wypadku jej męża, zadano od tyłu.
Na miejsce zbrodni przybyła policja i rozpoczęło się śledztwo. Funkcjonariusz Mullaly zapytał Lizzie czy w domu są jakieś siekiery.
-Ależ oczywiście-odparła.-Są wszędzie.
Bridget, z polecenia Lizzie, zaprowadziła policjantów do piwnicy, gdzie przechowywano siekiery. Jedna miala zakrwawione ostrze z przyklejonymi doń włosami, jak się później okazało i krew i włosy należały do krowy. Druga była śmiertelnie zardzewiała, trzecia zakurzona, a czwarta pokryta popiołem i pozbawiona trzonka. Panowie władza zarekwirowali pierwszą i czwartą siekierę, po czym zapytali Lizzie co robiła tego przedpołudnia. Panna Borden oznajmiła ze poszukiwala ciężarków do wędki na stryszku w szopie. Funkcjonariusze udali się na rzeczony stryszek, by stwierdzić iż jego podłoga pokryta była imponującą warstwą kurzu, i nie wyglądała jakby ktoś po niej ostatnio chodził.
Tymczasem ciała państwa Borden przeniesiono do jadalni, gdzie, na stole przeznaczonym zasadniczo do spożywania przy nim posiłków, dokonano sekcji zwłok. Bardzo jestem ciekawa kto po tym posprzątał i czy znalazła się potem osoba zdolna zjeść tam obiad. Gdy o siódmiej wieczorem powróciła Emma Borden, starsza siostra Lizzie, ciała ofiar nadal spoczywały na jadalnym stole, oczekując na przybycie przedsiębiorcy pogrzebowego. Żeby dopełnić dziwnego a makabrycznego obrazu rzeczy, nadmienić nalezy że noc tę Bridget Sullivan spędziła u sąsiadów, Alice Russell w sypialni państwa Borden, Emma i Lizzie w swoich pokojach, zaś goszczący od kilku dni w domu przy Second Street John Morse, wuj Bordenówien, poszedł spać do pokkoju gościnnego. Tego samego w którym znaleziono zmasakrowane zwłoki Abby Borden.
Następnego dnia, piątego sierpnia 1892 roku, mieszkańcy Fall River mogli przeczytać w "Fall River Globe", lokalnej gazecie, wywiad z niejakim Hiramem Harringtonem, mężem jedynej siostry Andrew Bordena, Luany Borden Harrington. Ówże Hiram utrzymywał fałszywie że rozmawiał z Lizzie wieczorem czwartego sierpnia, i że nie wykazywała ona żadnych oznak gniewu czy żalu z powodu śmierci ojca i macochy. Jak można się domyśleć prasa lokalna nie zajmowała sie niczym innym prócz sprawy Bordenów. Tymczasem policja, dowiedziawszy się że młodsza z Bordenówien usiłowala nie tak dawno temu nabyć pewną ilość trucizny, podążyła tym tropem. Odnaleziono aptekarza, pana Bence i pobrano od niego zeznania.
Dzień później miał odbyć się pogrzeb państwa Borden, ceremonia jednak została wstrzymana, albowiem doktor Wood zechciał przeprowadzić dodatkową autopsję. Wykonano gipsowe odlewy czaszek obojga ofiar, przy czym, nie wiedzieć czemu, głowa pana Borden nie została zwrócona i nieszczęśnika pochowano ostatecznie bez niej.
W końcu rozpoczęło się wstępne dochodzenie przed obliczem sądu, pod przewodnictwem sędziego Blaisdella. I wybuchła bomba, albowiem zakończono je aresztowaniem Lizzie Borden, jako podejrzanej o popełnienie tych dwóch straszliwych mordów. Na decyzji sędziego zaważyło zeznanie panny Russell, która widziała jak w niedzielny ranek, siódmego sierpnia, Lizzie paliła w kuchennym piecu suknię, rzekomo poplamioną farbą.
Oskarżenie, już w trakcie właściwego procesu, dowodziło że Lizzie miała powody by chcieć sie pozbyć ojca i macochy. Otóż Andrew Borden zapisał, bądź też chciał zapisać (tego bowiem nie ustalono, a ewentualny nowy testament nigdy nie został odnaleziony) swojej żonie całą swą posiadłość, wartą wtedy pół miliona dolarów, córkom pozostawiając jedynie niewielkie legaty po 25 tysięcy dolarów. Jednak, jak już wspomniałam, nie ustalono tego na pewno, a wuj Morse, któremu nieboszczyk Andrew miał się zwierzyć z napisania nowej woli, plątał się w zeznaniach niemiłosiernie, raz twierdząc że denat o nowym zapisie mówił, a innym razem utrzymując że nie.
Panna Borden nie miała również alibi, będąc jedynym członkiem rodziny (ofiar nie licząc) obecnym w domu w czasie kiedy popełniono obydwa morderstwa, jako że wuj Morse odwiedzał krewnych a Emma bawiła na mieście. Według jej własnych zeznań, Lizzie między dziewiątą a dziesiątą, gdy zabito Abby, przebywała w domu, natomiast około jedenastej poszukiwała ciężarka w szopie. Jak już wspomniałam, policja po zbadaniu szopy orzekła że nikt tam nie wchodził od dawna, natomiast brak śladów włamania do domu Bordenów nasuwał podejrzenie że straszliwego czynu dokonał ktoś z domowników.
Z drugiej jednak strony trudno zarąbać kogoś siekierą nie opryskawszy się przy tym samemu krwią ofiary. Bridget Sullivan rozmawiała z Lizzie w czasie między zabójstwami, nie zauważyła jednak śladów krwi na jej odzieży. Trudno przypuścić że Lizzie zabiła macochę, odstawiła siekierę gdzieś do kącika, przebrała się w czystą odzież, odczekała przeszło godzinę, pokazując się w tym czasie Bridget, znowu ubrała sie w splamioną suknię, wzięła siekierę z kąta, zarąbała swego ojca, dokonała kolejnej zmiany garderoby, po czym wszczęła alarm. Albo źle określono czas popełnienia obydwu morderstw, albo panna Borden tego nie zrobiła.
Dość wątpliwa wydaje się również inna hipoteza oskarżenia w myśl której Lizzie zamordowawszy rodziców ułamała trzonek siekiery, umyła ostrze, wytarzala je w popiele, po czym położyła je w piwnicy obok innych siekier. Na zdjęciach można zobaczyć niedużą i raczej drobną kobietę, nie zaś straszliwą horpynę o obwodzie bicepsa wynoszącym pół metra, a trudno sobie wyobrazić zeby normalna kobieta mogła złamać stylisko siekiery, wykonywane z reguły z gęstego i twardego drewna jak buczyna czy dębina.
Tak czy inaczej oskarżenie nie miało nawet cienia bezpośredniego dowodu łączącego Lizzie z morderstwami, dysponując wyłącznie materiałem poszlakowym. Nie należy się przeto dziwić iż panna Borden została ostatecznie uniewinniona, a sprawa zabójstwa Andrewa i Abby Borden po dziś dzień pozostaje nierozwiązana