Komentarze (0)
Strugi deszczu cięły chłodne, sierpniowe powietrze przy akompaniamencie grzmotów. Błyskawice raz za razem rozrywały niebo rozświetlając salon. Magda siedziała skulona w fotelu starając się nie myśleć o tym, co dzieje się za oknem. Od dziecka bała się burzy, nie lubiła być wtedy sama w pustym mieszkaniu. Siedziała więc z kolanami podciągniętymi pod brodę, starając się skupić na „Rozmowach w toku”, podczas gdy jej serce mimowolnie przyspieszało z każdym kolejnym wyładowaniem.
Od telewizora oderwał ją dźwięk klucza przekręcanego w zamku. „Nareszcie...” – pomyślała. „Gdzie on się włóczył?”. Przeszła do przedpokoju, w którym stał Adam, cały przemoknięty.
- Gdzie byłeś? Wiesz, która jest godzina? – spytała spokojnie, lecz z wyraźnym poirytowaniem w głosie.
- Musiałem zostać trochę dłużej, ten projekt…
- Trochę dłużej? – przerwała mu w pół słowa. – Jest prawie jedenasta! Mogłeś przynajmniej zadzwonić…
- Wybacz kochanie, nie pomyślałem o tym.
Nachylił się, żeby ją pocałować, ale ona odwróciła się i ruszyła w stronę sypialni.
- Kolację masz w lodówce – rzuciła na odchodne i zniknęła za rogiem. Mogła się w końcu położyć, świadomość, że nie jest już sama, uciszyła jej demony z dzieciństwa.
Adam nie był głodny, za to piekielnie zmęczony. Czternaście godzin spędzonych przy stole kreślarskim wycisnęło go jak cytrynę. Dziesiątki pomiarów, obliczeń, kreśleń. Wszystko dlatego, że jego szef zaoferował w przetargu tak nieodległe terminy. Dwa tygodnie wycięte z życia, bo tyle mniej więcej zajmie zaprojektowanie sieci kanalizacyjnej dla mającego powstać za kilka miesięcy osiedla. Do tego ten uciążliwy ból głowy, który pojawiał się z rana i nie chciał odpuścić bez solidnej dawki aspiryny i kawy. I tak już od kilku tygodni. Może to i lepiej, że Magda obrażona poszła spać, będzie mógł spokojnie usiąść z piwem przed telewizorem i odpocząć. Tego właśnie potrzebował – odpoczynku. Zrzucił z siebie mokre ubranie, wziął z lodówki małego Lecha i bezszelestnie przemycił się do salonu. Po kilku pstryknięciach pilotem zatrzymał się na powtórce Ligi Mistrzów z zeszłej środy. „Idealnie. Cisza i spokój.” Wziął łyk zimnego piwa.
Zasnął.
Miał przed sobą drewniane schody stojące pośród niczego, jakby w próżni. Postawił nogę na pierwszym stopniu i zorientował się, do czego go to zaprowadzi – był właśnie w trakcie snu, który często nawiedza każdego z nas – snu, z którego budzimy się machając nogą w powietrzu. Tego, który zostawia nas z uczuciem strachu przed upadkiem. Wiedział już, co ma robić – krok w górę, potem kolejny i kolejny i…
Nie spadł… Noga stała stabilnie na stopniu. „Dziwne – pomyślał. – W tym momencie zawsze budziłem się z zadyszką”. Ale tym razem było inaczej. Ciągle stał na drewnianych, skrzypiących schodach, otoczony ciemną nicością. Popatrzył w górę i dostrzegł drzwi. „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ja i tak jestem już prawie w połowie” – zaśmiał się do siebie i ruszył w ich stronę.
Stawiając stopę na kolejnych schodkach miał przed oczami migawki ze swojego życia. Obrazy, jeden za drugim, przelatywały przed jego oczami, zupełnie jakby oglądał je na kliszy fotograficznej podpisanej „Życie Adama”. Ślub z Magdą, pierwszy dzień w pracy, matura, gra w siatkówkę na trzepaku.
Kiedy stanął na samej górze, tuż przed drzwiami, miał przed sobą wizję matki przykładającej mu wacik do zdartego kolana – pierwszy obraz ze swojego życia, jaki był sobie w stanie przypomnieć. Miał wtedy może cztery lata, nie więcej.
- Nie płacz Adaś, trochę popiecze i przestanie. Podmuchać?
Jego matka była bardzo opiekuńczą kobietą, czasem aż nadto, ale taką właśnie chciał ją zapamiętać – kochającą i troskliwą.
Położył rękę na chłodnej klamce. Jakaś dziwna siła podsycała jego ciekawość, nie mógł się oprzeć chęci sprawdzenia, co jest za drzwiami. Obejrzał się na krótką chwilę na schody za nim jeszcze raz myśląc o wszystkim, co zobaczył idąc powoli w górę. Przeszyła go tęsknota i dziwny smutek, ale nie umiał zwalczyć ciekawości. Nacisnął klamkę…
* * *
- Przyczyna zgonu? – spytał policjant, pochylając się nad ciałem.
- Na moje to będzie bezdech senny. Facet cierpiał na niego od jakiegoś czasu, tak twierdzi jego żona. Powinien się wybudzić, gdy mózg poczuł, że ma za mało tlenu, ale widocznie to nie była jego szczęśliwa noc… - odparł dyżurny lekarz pogotowia wyginając kąciki ust w delikatny, szyderczy uśmieszek.