Wydeptał sobie ścieżkę wygodnego zaspokajania potrzeb.Podporządkował rodzinę. Nikt nie ośmielił się przeciwstawić ojcu. Nawet matka wykonywała cicho swoje obowiązki, bez cienia szemrania.
Menu ojca były pierogi, na obiad, kolację, śniadanie również.
Nie dlatego, że musiał. Po prostu uwielbiał. Bywało, że mówił: Nie ma pierogów, nie idę do pracy.
Kiedy wyszłam za mąż, przez dwa lata nie było ich w mojej kuchni.
Tańczyliśmy w takt dziwnej melodii. Nasz świat pożarł demon alkoholu.
Jest takie miejsce, gdzie chowa się tajemnice przeszłości.
Pamiętam brzęk tłukącej szyby, krew, pijany krzyk i mamę uciekającą w listopadową noc boso. Cztery kilometry dzieliły ją do spokojnego celu.
Dziś patrząc na księżyc, przypominam sobie jego blask na ostrzu noża wbitego w blat stołu i słowa, które bełkotał: Jak ta k....wróci, to ją zabiję.
Sześć par oczu błagalnie spoglądało, chowając jednocześnie głowy pod kołdrę lęku.
Nie zapomnę zapachu cudzej pościeli, przeraźliwej ciszy, przerywanej szczekaniem psów.
Nasłuchiwaliśmy, czy idzie...szczęk zębów, bicie serca aż pod krtań, a rano...piasek pod powiekami i lęk... w trzewiach.
W szkole myślałam o mamie, o tacie czy wytrzeźwiał. Nie słyszałam co mówi nauczyciel - tylko słowa ojca, który przyszedł pijany do sąsiadów. Podarł na sobie ubranie i w spodenkach wyszedł, mówiąc:
- jutro jak wrócisz, będę wisiał nad drzwiami!
Rano, kiedy tylko zapiały koguty, wracaliśmy do domu. W takiej ciszy, której nigdy już nie czułam!
Ojciec spał na ławce podpierając drzwi. Wchodziliśmy oknem, było łatwo, wcześniej je wybił.
Później były przeprosiny, przysięgi i...tak do następnych ran.
Był taki dzień (mama opowiadała nam później), kiedy chciała nas wszystkich zabrać pod pociąg i skończyć tę mękę. Był głód, ojciec przepił lub zgubił wypłatę. Chodziliśmy do ludzi pracować na chleb. Ubrania, przerabiała na lewą stronę / tam nie były wypłowiałe /.
Potrafiła z worka na ziemniaki / kiedyś były inne / uszyć i ufarbować śliczne sukieneczki.
Ludzie podziwiali mówiąc:
- jak pani to robi? Jak daje radę?
Uśmiechała się, mało się uśmiechała. Jeśli coś ją rozśmieszyło, śmiała się przez łzy. Pewnego razu spytałam:
- mamo, dlaczego płaczesz? / miałam pięć lat / Odpowiedziała:
- płaczę bo jest bieda dziecko, jaka bieda? Co to bieda? Mama na to, widzisz:
- masz podarte rajtuzy i nie ma za co kupić.
Wówczas złapałam się za tę dziurę, biegając w kółko krzyczałam:
- bieda! Bieda.
Nie pojmę nigdy, w jaki sposób przeżyła ten horror! jak filigranowa kobieta, którą była, miała tyle siły. Przeszła przez piekło, przeżyła ponad osiemdziesiąt lat i nigdy nie zrobiła ojcu krzywdy.
Nawet na starość, nie zmienił się, wyzywał ją od najgorszych.
Mało słyszała, krzyczał kiedy był zły:...głucha p......
A ona biedna, tylko uspokajała nas, cicho dzieci, nie odzywajcie się. Wy pójdziecie do domu a on powie, że was buntuję.
Wałkowała ciasto spracowanymi dłońmi, nie dają sobie pomóc.
dziecko, ja sama, bo on nie będzie jadł jeśli ty zrobisz.
Je! Mamo kochana, je! Razem z naszym sercem.
Przeszłość to ból. Odtwarzam jednak obrazy z dzieciństwa
- kwiaty bez zapachu
- motyle bez kolorów
- twarze młodszych sióstr bez uśmiechu.
Pragnienie, późniejsze pragnienie, żeby zniknął. Przecież powiedział:
- idę się powiesić. Nie mów mamie...
- dobrze tato, nie powiem. A potem ból, który przeszedł przez plecy i krzyk pijany krzyk
- to z ciebie taka córka? Nie dotrzymał słowa, a ja pragnęłam tylko ciszy, bałam się. Chciałam mieć tylko mamę. Byłam dzieckiem i nie rozumiałam śmierci. Kiedyś mama powiedziała:
- pójdę gdzie mnie oczy poniosą. Nie rozumiałam:
- jak oczy poniosą mamę. Pytałam starsze rodzeństwo, co znaczą te słowa. Nadeszło gorsze. Mama zachorowała na raka, leżała w szpitalu, to właśnie ja mając niespełna dwadzieścia lat prowadziłam dom. Cała gospodarka spadła na moje ramiona. I ...ten lęk, że nie ugotuję jak trzeba. Nie umiem zapomnieć, gdy podałam ojcu zrobione przeze mnie kluski. Jadł z nerwami, popatrzył na mnie i powiedział:
- jak jeszcze raz zrobisz takie twarde, nałożę ci ten garnek na łeb! To było dla mnie piekło, które odbiło się na moim zdrowiu później, trochę później.
Zegary odmierzały lata. Wyrosłam jak mak pośród kąkoli, który chował głowę przed sierpem.
Zawsze jest coś za zakrętem. U mnie było
- jaśniejsze niebo, piękniejsze drzewa i kolorowe ptaki w barwnych swetrach.
Zemsty nie było i nie będzie, tylko rany głęboko wpisane, gdzieś na dnie pamięci. Bóg będzie ważył szale.
Życie ojca trwa i ma się nieźle jak na ponad osiemdziesięcioletniego starca. Dalej zjada swoje pierogi, tylko w mniejszych ilościach.
Wpatruje się w nas i cieszy go fakt, ze ma przy sobie dzieci, których średnia wieku to trzydzieści parę lat. Tak jesteśmy przy nim. Nie zmienił się.
Mamy już nie ma - odeszła na wieczny spoczynek. Pytanie dźwięczy nad uchem, dlaczego zmarła pierwsza?
Opiekujemy się ojcem i tak zostanie.
Czasem widzę w jego oczach łzy, lecz nie jestem pewna, czy wstyd mu za przeszłość? Żałuje? Czy może tylko lituje sie nad sobą, ponieważ bardzo boi się śmierci.
Kiedy odprowadza mnie pod dom, pyta:
- przyjdziesz jutro? Tak, przyjdę. Co ci kupić?
Wracając myślę: ojca jak nie mieliśmy, tak dalej nie mamy. To my jesteśmy ojcem i mamą
- pytamy, jak się czujesz, co byś zjadł? Tata nie pyta nas o nic, nawet nie wie, ile mamy lat.
Nie obchodzą go wnuki, prawnuki / ma dziewięcioro prawnuków /.
Kim jesteśmy dla niego? Nigdy nie brał odpowiedzialności za los rodziny. Żył i żyje, jak chce.
Dlaczego? Jak długo? I za jaką naszą karę?