Kategoria

Czary-mary, strona 2


sty 12 2016 Milczenie duszy...
Komentarze (0)

Wyob­raź so­bie zak­li­naczko, że cza­rodziej przy­nosi ci prze­piękny ru­bin w którym zaklęta jest je­go dusza i wy­powiada zaklęcie za­pew­niając zak­li­naczkę, że jest to ka­mień jej przez­nacze­nia. Cza­rodziej za­pytał zak­li­naczkę... Czy jed­no spoj­rze­nie kosztu­je więcej niż wie­czność tęskno­ty za oczy­ma duszy? Zak­li­naczka mil­czała i zam­knęła swo­je oczka. Za­pom­niała spoj­rzeć na klej­not swej wie­czności. Nig­dy nie oszu­kam twe­go ser­ca zak­li­naczko, dla­tego usza­nuję wszys­tko co czu­jesz w zgodzie ze sobą samą.

strega63   
sty 10 2016 Czarownica Sydonia...
Komentarze (0)

Pochodziła z potężnego i bogatego pomorskiego rodu Borków. Los obdarzył ją niezwykłą urodą i mądrością. Była wykształcona i błyskotliwa. Nic więc dziwnego, że Sydonia von Bork przebierała w zalotnikach, jak w ulęgałkach.

KSIĄŻĘCA WYBRANKA

Ojciec wysłał ją na dwór Gryfitów. Tam zakochał się w niej książę Ernest Ludwik. Przystojny i wykształcony. Chciał się żenić, ale jego rodzina protestowała, bo Sydonia nie była księżniczką.
Mijały lata. Ernest był wciąż zakochany, ale... ślub odkładał. Wreszcie, gdy Sydonia miała koło trzydziestki, Ernest nieoczekiwanie poślubił córkę księcia brunszwickiego. Może sądził, że Sydonia pogodzi się z losem? A może liczył, że zostanie jego kochanką? Ale urażona Sydonia opuściła dwór i głośno przeklęła cały ród Gryfitów.
BEZ POWOLANIA
Na domiar złego zmarł jej ojciec. Stryj Sydonii oraz jej brat pozbawili ją spadku. Wytoczyła im proces, ale przegrała.
Nie pogodziła się z losem. Przez niemal 40 lat próbowała dochodzić sprawiedliwości. Tułała się po całym Pomorzu, mieszkała u obcych. W końcu jeden z książąt pomorskich wyraził zgodę, by wstąpiła do klasztoru w Marianowie.
Ponieważ była najstarszą mieszkanką klasztoru i pochodziła z potężnego i bogatego rodu, została zastępczynią przełożonej.
Ale nie czuła powołania do życia zakonnego. Mniszki skarżyły się, że zatruwa im życie. Opat w licznych pismach nazywał ją „diabłem klasztornym, niespokojnym człowiekiem i wężem".
A tymczasem na Gryfitów sypały się nieszczęścia. Umierali przedwcześnie, nie zostawiając po sobie męskiego potomstwa. Pierwszy zmarł niewierny Ernest Ludwik (w 1592 r.). Zaczęto szukać winnego. I znaleziono Sydonię.
MNISZKI SYPIĄ
W 1612 roku została oskarżona o czary. Obciążały ją zeznania trzech mniszek, które stwierdziły, że Sydonia miała konszachty z miejscową czarownicą. Tę schwytano dopiero w 1619 r. Na torturach wyznała, że razem z Sydonią sprowadziły diabła do Marianowa. I że Sydonia przy diabelskiej pomocy uśmierciła klasztornego furtiana. Sydonię wsadzono do więzienia.
SĄD NAD CZAROWNICĄ
Proces rozpoczął się 21 października 1619 r. Sydonii przedstawiono 74 zarzuty. Od błahych, jak dokuczanie mieszkańcom Marianowa, przez poważniejsze (czary) do najcięższych - spowodowanie śmierci kilku osób. Oskarżoną ją także o zamiar zniszczenia rodu Gryfitów, co podpadało pod zarzut zdrady.
Po wygaśnięciu dynastii Gryfitów władzę nad Pomorzem miała bowiem przejąć dynastia Brandenburczyków (Hohenzollernowie).
Obrońca Sydonii przedstawił 132 dowody, których sędzia nie uwzględnił. Może ich nie dosłyszał, był bowiem... kompletnie głuchy.
W lipcu 1620 r. oskarżoną wzięto na tortury. Przetrzymała tzw. buty hiszpańskie: na nogę włożono jej żelazny trzewik i wsunięto w ognisko. Na nic zdało się krzesło Hackera z żelaznymi kolcami, podgrzewane od dołu. Sydonia nie uległa ramie do druzgotania nóg ani obcęgom do szarpania ciała.
SPAŁA Z DIABŁAMI
Ale miała już swoje lata - siedemdziesiąt cztery! - i w końcu złamała się. Przyznała się do otrucia jednego z książąt, rzucenia klątwy bezpłodności na żony Gryfitów i do obcowania z całym zastępem diabłów.
Jako szlachcianka została skazana na ścięcie. Podobno w noc przed egzekucją zjawił się u niej książę Franciszek I, błagając o zdjęcie klątwy. Odmówiła.
Nazajutrz ścięto ją, ciało spalono na stosie, a prochy wrzucono do Odry.
Ale jej klątwa dalej ciążyła nad Gryfitami. Franciszek I zmarł trzy miesiące później. A po siedemnastu latach zszedł ostatni książę szczeciński, Bogusław XIV. I nie zostawił potomka, więc dynastia wygasła...


strega63   
sty 10 2016 Wiedżmy.
Komentarze (0)
Witaj....witaj Wedrowcze... Pytasz mnie, kim jestem? Co to za czary? Zaraz Ci opowiem...
Widzę, że nie raz spotkałeś na swej drodze Wiedźmę. Widzę pytania w oczach Twoich... Jeśliś ciekawy - chodź, przysiądź ze mną tu, na Wzgórzu 100 Ognisk, opowiem Ci to wszystko, co może być przeznaczone dla niewtajemniczonych...
Właśnie tu, w Puszczy Loris Wiedźmy mają swoją tymczasową siedzibę. Pytasz, dlaczego tymczasową? Wiedźmy od lat błąkają się po świecie, szukając Zaklętej Doliny - miejsca pełnego magii. Dolina została zaklęta tak, aby nie można było jej łatwo odszukać, lecz nie tracą nadziei. W Puszczy właśnie, podczas magicznych dla nich nocy, mają swoje sabaty. Nad Puszczą unosi się wtedy zapach ziół płonących w świętym ogniu, a na stawie unoszą się kwiaty. Niektórzy szepczą, że Wiedźmy tańczą wtedy nago, w świetle księżyca, oddając się tańcom czarodziejskim, w blasku ognia, wzmacniając działania zaklęć. Tutaj również Rada Wiedźm co 1000 tur wybiera Szeptunę, przedstawicielkę wszystkich Sióstr.
Zastanawiasz się teraz, jak to się stało, że niektóre niewiasty mają w sobie tą moc? Zgadza się, tak, właśnie tylko kobiety mogą sobie z nią poradzić. Bo trzeba Ci wiedzieć, że magia była w nich od zawsze... Dawno, dawno temu Wiedźmy ukryły swoją Dolinę, aby uchronić ją przed zniszczeniem. Ciężkie to były czasy, pełne prześladowań, świat nie był jeszcze gotowy na przyjęcie czarów, dlatego pochowały swoje różdżki i rozeszły się po świecie... Lecz pewnego dnia poczuły, że nadeszła pora, aby się ujawnić... A stało się to w 12Bertin 289k, w turze 40392... Pamiętna data - wtedy właśnie Siostry poczuły, że nadszedł czas, by na nowo ujawnić światu to ?coś?, co było w nich uśpione od długiego czasu. Ruszyły w świat, aby dzielić się z ludźmi swoim Darem. Niestety, ma on ograniczenia. Wiedźma, aby rzucić urok, musi mieć różdżkę oraz magię, której to dobowy limit spada wraz z ilością rzucanych czarów, aż do wyczerpania - więc pomaga innym kosztem siebie. Na szczęście o północy pojawia się nowy limit do wykorzystania. :-)
Czary... czary... Chcesz o nich posłuchać? Rozwijamy się i na pewno nauczymy się nowych zaklęć. Na razie znamy ich kilka. Jeśliś dobrym człowiekiem, nie masz się czego lękać, Wiedźma wynagradzając czyste serce może dokarmić wierzchowca (czar działa tak, jak worek paszy).
Wiedźmy są strażniczkami domowego ogniska, więc, jeśli o żonę nie dbasz, zagrozić Ci może odebraniem połowicy - uważaj zatem, stracisz to co najważniejsze!
Hmm... bywa tak, ze rycerz jakiś wpadnie w oko jednej z nas. Mamy wtedy w zanadrzu dwa dość interesujące zaklęcia: Wiedźma odurzy Cię zapachem perfum lub sprawi, że myśleć o niej będziesz po nocach, patrząc w gwiazdy i w każdej z nich jej oczy widząc...
Są również uzdrowicielkami. Wiesz, że czasem do człeka jakaś zaraza przyplątać się może. Jeśli Wiedźma w dobrym jest humorze, lub jeśli napiszesz pergamin z klimatyczną prośbą, może Cię ona uleczyć, bo Wiedźma swoje uroki wykorzystuje tylko na potrzeby innych, rozdzielając je wedle własnego uznania.
Ale jeśli serce Twe czarne i sumienie masz nieczyste - biada Ci! Szanuj Wiedźmy, bo tak jak uleczyć mogą, tak samo zarazę sprowadzić! Więc jeśli nie chcesz na zawodzie reszty dnia spędzić kurując rany, strzeż się!
Jak rozpoznać Wiedźmę? Wszystkie Siostry mające moce noszą obywatelstwo Zaklętej Doliny.
Skacząc po Tajdze i Lesie Banitów możesz spotkać jedną z nas zbierającą zioła, więc widząc podobiznę Wiedźmy nie przeganiaj jej złym słowem - tym "a kysz!". Wiedz, że wielkiej odpowiedzialności wymaga dar, który mamy, aby dzielić się nim ze światem nie dostając nic w zamian.
strega63   
sty 10 2016 My czarownice...
Komentarze (0)

Nie dajcie się zwieźć mojemu wdziękowi, urodzie i słodkim uśmiechom(!).Ta miła powierzchowność służy mi do uśpienia waszej czujności, do wprowadzenia w błąd naiwnych i prostolinijnych. Mistrzowsko opanowałam umiejętność zwodzenia, jątrzenia i wyprowadzania w pole łatwowiernych. Jest to jednak tylko połowa mojej osobowości. Druga jej część nie jest już taka zła. Właśnie dzięki niej dowiadujecie się o niebezpieczeństwie, wynikającym z kontaktu z tą pierwszą. Nie jest łatwo funkcjonować pomiędzy zwalczającymi się dwiema osobowościami... i ponieważ często sobie z nimi nie radzę, zasięgnę chyba porady kogoś z branży. Taka dwoistość natury przekłada się też niestety na jakość mojego czarowania. Chciałam właśnie zmniejszyć swój apartament (...i co?), fundament i przybory do gotowania pozostały nieproporcjonalnie duże. Innym razem może być znacznie gorzej.. Nie do przyjęcia jest taki stan rzeczy.




Ja już tak mam niestety... jestem zabawna...! chociaż wiem, że poważnej wiedźmie nie przystoi zachowywać się jak ludzkie dziecko, to w wolnych od brużdżenia chwilach, kiedy nikt tego nie widzi - ulegam pokusie i oddaję się uciechom mojego czarownego życia. Najbardziej sobie cenię zabawy wiatronośne. Wtedy właśnie soki żylne podchodzą mi do gardła i przeżywam ekstatyczne uniesienia. Chcąc jednak przydać sobie trochę powagi, (bo przecież należy się mnie bać !), pozwoliłam wrednej gadzinie usadowić się na mojej głowie. Przy okazji pełni ona rolę peruki i kiedy ja oddaję się powtarzalnym uniesieniom, to w jedną, to w drugą stronę - ona czuwa nad naszymi interesami. Tworzymy zgrany duet.


strega63   
sty 09 2016 Dwa oblicza klasztornej wiedźmy
Komentarze (0)

Sydonia von Borcke przyszła na świat w 1548 roku w Strzmielu w szlacheckiej rodzinie Borcków. Jak przystało na dobrze urodzoną pannę, wychowywała się na książęcym dworze. Los skierował ją do zamku w Wołogoszczy, gdzie poznała potomka książęcego rodu Gryfitów, Ernesta Ludwika. Piękna i inteligentna dziewczyna zawładnęła sercem księcia. Było gorące uczucie, oświadczyny i małżeństwo, tyle że... z inną. Sydonia okazała się niegodną wstąpienia do znamienitej familii. Książę wybrał słynącą z urody księżniczkę burgundzką.

Przeklnę cię, jeżeli mnie porzucisz
Na wieść o książęcych planach Sydonia rzuciła klątwę na niewiernego kochanka - wraz z nim przeklęła cały jego ród. Poprzysięgła, że w przeciągu półwiecza przerwie linię dynastii Gryfitów, i opuściła pospiesznie Wołogoszcz.
Po wieloletniej tułaczce znalazła schronienie w zakonie w Marianowie. Tam, zamiast poświęcać się klasztornym zajęciom, zgłębiała tajniki czarnej magii. Przyjaźniła się ze znachorką Wolde Albrechts i spotykała z Cyganami. Stroniła od mniszek. Jej jedynym towarzyszem był czarny kocur o imieniu Chim. Mówiono, że jest to wcielenie szatana, któremu Sydonia oddaje się w zamian za złoto.
Od chwili przyjazdu Borckówny do klasztoru zaczęła się tam seria niewyjaśnionych zgonów: zmarła główna przeorysza, wyzionął ducha opat, skonał proboszcz, rozstał się z życiem człowiek zajmujący się zaopatrzeniem. Wszyscy w jakiś sposób narazili się Sydonii, niektórym z nich groziła śmiercią.

Siły witalne zamknięte w kłódce
Tymczasem w domach familii Gryfitów kołyski wciąż były puste. Coraz częściej zdarzały się przypadki przedwczesnych zgonów członków rodu. W końcu skojarzono to z osobą Sydonii i oskarżono ją o czary. Została aresztowana. Udowodniono jej paranie się czarami i szkodzenie ludziom za pomocą uroków. Wykryto, że "zamknęła w kłódce siły witalne Gryfitów i wrzuciła ją w najgłębsze miejsce jeziora klasztornego". Zapadł wyrok - spalenie na stosie. W noc przed egzekucją książę Franciszek z rodu Gryfitów odwiedził Sydonię w więzieniu i błagał ją o zdjęcie klątwy. Odpowiedziała, że "klucz i kłódka, na którą zamknęła klątwę, jest nie do wydobycia nawet przez Chima". Nazajutrz zapłonął jej stos. Niedługo po tej egzekucji zmarł książę Franciszek. Pięć lat później wyzionął ducha jego brat Filip Juliusz. Żaden z nich nie pozostawił po sobie dziedzica. Ostatni z Gryfitów, Bogusław XIV, umarł bezpotomnie w 1637 r. Tak wypełniła się klątwa.

Druga strona medalu
Historię o klasztornej wiedźmie Sydonii von Borcke można też opowiedzieć inaczej. W świetle pewnych dokumentów historia ta traci wydźwięk magiczny, ale nie przestaje przerażać. Grozę w niej budzą jednak nie rzekome konszachty dziewczyny z szatanem, lecz ludzka chciwość. (Chciałoby się powiedzieć: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze.) Jak więc było naprawdę? Ano tak: akta sądowe mówią, że oskarżenia o czary skierowane przeciw Sydonii były w rzeczywistości pretekstem do zawłaszczenia jej majątku. Łasi na spadek krewni, chcąc pozbyć się kłopotliwej współpretendentki do fortuny, sponiewierali dziewczynę, okradli i wrobili, bogu ducha winną, w ukartowany proces o czary.

Idź do klasztoru!
Doznany zawód miłosny trwale zaważył na życiu Borckówny. Chociaż otrzymywała wiele propozycji matrymonialnych, nigdy nie wyszła za mąż. Poza tym musiała się zmagać z kłopotami materialnymi. Jej starszy brat Ulryk zagarnął sumy należne jej po zmarłych rodzicach. Sydonia i jej siostra Dorota, by zapewnić sobie godziwą egzystencję, musiały podjąć batalię sądową o schedę po rodzicach. Choć wydawano sprzyjające dla nich wyroki, Ulryk nic sobie z tego nie robił. Sydonia nie otrzymała nawet spadku po śmierci Doroty. Należne jej dobra trafiły w ręce jej kuzyna Josta von Borcke.
Pozbawiona źródła utrzymania, Sydonia zamieszkała w klasztorze w Marianowie. Podczas pobytu w zakonie nie chciała poddać się tamtejszym zwyczajom. Zajmowała się ziołolecznictwem i często zażywała kąpieli z dodatkiem ziół, co dziwiło i gorszyło mniszki. Poza tym wielokrotnie opuszczała mury klasztoru, by brać udział w kolejnych, toczących się w jej sprawie procesach. Z racji swego pochodzenia, cieszyła się pewnymi przywilejami: miała więc do swojej dyspozycji dwie cele, piwniczkę i mały, odosobniony domek. Swoją niezależnością budziła niechęć zakonnic.

Siła katowskich argumentów
W 1619 roku do Marianowa przybył tamtejszy administrator - Jost von Borcke, ten sam, który przejął należne Sydonii dobra. Rozmawiając z mniszkami, usłyszał o Wolde Albrechts i postanowił uknuć intrygę, która pozwoliłaby mu pozbyć się kłopotliwej kuzynki. Psychicznie chorą guślarkę poddano daleko posuniętym czynnościom śledczym. Wyjawiła wówczas, że Sydonia uśmierciła wiele osób i była utrzymanką diabła. Zeznania Wolde stały się pretekstem do aresztowania Sydonii. Zarzucano jej utrzymywanie stosunków z demonami, czarownicami, liczne morderstwa oraz spowodowanie niepłodności książąt i księżniczek z rodu Gryfitów. Przesłuchano rzesze świadków (najbardziej zajadłych wrogów oskarżonej). Borckówna odpierała pomówienia, prokurator zalecił więc tortury i Sydonia pod wpływem "argumentów" kata przyznała się do zarzutów. Skazano ją na ścięcie i spalenie. Co prawda, po ogłoszeniu werdyktu sądu Sydonia odwołała swoje słowa, ale jedynym tego efektem było wznowienie tortur, a wówczas "czarownica" znowu przyznała się do winy. Wyrok wykonano 1 września 1620 r. Prochy Borckówny rozsypano po okolicznych polach.
Oto do czego doprowadzić może ludzka chciwość.


strega63