sty 12 2016

She...


Komentarze: 0

Kochała słońce. Szczególnie ciepłe pro­mienie słoneczne pa­dające na jej twarz. Zaw­sze uważała, iż ma wiel­kie szczęście, że jej pokój leży na tak świet­nym położeniu względem słońca. Otóż gdy ra­no się obudzi, wi­tają ją ciepłe pro­mienie wschodzące­go słońca ( oczy­wiście tyl­ko wte­dy, kiedy to słońce jest na ho­ryzon­cie). Ta­kie po­wita­nie spra­wia, że dzień wy­daje się być choć trochę lep­szy i dzięki te­mu może za­gościć przy­naj­mniej ma­leńki uśmiech na jej twarzy. To bu­dujące. Lecz nag­le przy­pomi­na się jej z czym mu­si się zma­gać każde­go dnia. Dla niej każdy no­wy dzień oz­nacza po­tyczkę z samą sobą, ze swoją własną oso­bowością.

Dzień zaczy­na się tak jak wszys­tkie pop­rzed­nie. Po­mału wsta­je i zas­ta­wia się, jak zły będzie dzi­siej­szy dzień. Spędzę ten dzień spo­koj­nie przed kom­pu­terem odmóżdżając się, czy może zno­wuż będę wy­myślać so­bie wyszu­kany sposób w ja­ki mogłabym um­rzeć? - py­tała siebie w duchu.
Jak to jest, że jed­ni mają og­romne par­cie aby żyć, a drudzy równie moc­no chcą so­bie je odeb­rać. By­wały ta­kie dni, które całko­wicie tra­ciła na prze­myśle­nie do­tyczące śmier­ci. Przez większość dnia ob­myślała plan ideal­ne­go sa­mobójstwa, by później stwier­dzić, że nie po­doła, nie da ra­dy, to zbyt ok­rutne. Po­tem tyl­ko wi­niła siebie, że jest tchórzem, bo nie pot­ra­fi na­wet się za­bić.
Jes­tem tchórzem, bo nie pot­ra­fię żyć ani na­wet się za­bić. - przem­knęło jej przez myśli.

Poczuła się zre­zyg­no­wana na myśl, że być może po raz ko­lej­ny dos­ta­nie sym­ptomów roz­pa­du oso­bowości. Zaw­sze pod­czas roz­pa­du włas­nej oso­bowości czu­je, że nag­le wszys­tko sta­je bez sen­su jeszcze bar­dziej niż zwyk­le. Wszys­tko nag­le sta­je się ta­kie od­ległe i bez znacze­nia... Cały jej świat le­ga w gru­zach. Do te­go ma ochotę za­dać so­bie krzywdę. Lu­biła uciekać w działania autoag­re­syw­ne. Uważa, że sko­ro dusza cier­pi to i ciało mu­si zaz­nać bólu. Za­dawa­nie so­bie sa­mej bólu fi­zyczne­go przy­nosi jej pew­ne­go rodza­ju ukoj­nie, choć tyl­ko na chwilę, ale to był je­dyny sposób. Ma na­wet swoją ulu­bioną me­todę. Po­pat­rzała na swo­je sze­rokie szra­my na rękach, zdążyła na­wet się do nich przyz­wyczaić, choć nie przeczyła te­mu, że czu­je się trochę zażeno­wana tym co ro­bi.
In­ni ludzie tyl­ko krzy­wo pat­rzą na jej ręce i nie pot­ra­fią zro­zumieć, dlacze­go szpe­ci swo­je młode ciało. Często ma­wiają:
- Dziec­ko, jak to wygląda? Dlacze­go się szpe­cisz? Jak ty będziesz wyglądać na sta­rość? Będziesz żałować! - naj­częściej sto­sowa­ny tek­st w jej kierun­ku.
Kiedy słyszy ta­kie coś, to al­bo spoj­rzy lek­ce­ważąco na mówce al­bo, kiedy jest w hu­morze, od­po­wiada:
- Życie to nie kon­kurs, kto będzie naj­le­piej wyglądał na sta­rość. Wszys­cy będziemy jed­na­kowo brzyd­cy i po­mar­szcze­ni. - po­wie­działa z sar­kastycznym uśmie­szkiem. Lu­biła od­po­wiadać tym tek­stem, zga­sił każde­go.
To była jej spra­wa i nikt nie miał pra­wa kwes­tiono­wać jej wy­borów. Była świado­ma te­go, że ludzie lu­bią wcis­kać nos w nies­wo­je spra­wy, aż za bar­dzo. Była zda­nia, że nikt nie po­winien pod­no­sić głosu niep­roszo­ny. Jeśli będzie chciała, sa­ma po­wie. Dla niej to było pros­te i lo­giczne, lecz dla po­zos­tałych nie bar­dzo. Ze­ro zro­zumienia od ko­gokol­wiek.
Ona sa­ma ja­kiś czas te­mu zde­cydo­wała, że nie będzie roz­ma­wiać z ni­kim o tym, co ją męczy. Zro­zumiała, że ludzie tyl­ko będą jej słuchać z wyt­rzeszczo­nymi ocza­mi, ale nic nie zdziałają. Słuchają, bo są ciekaw­scy. Pew­nie w duchu cieszą się, że to nie im się przy­darzyło i mogą da­lej pławić się w swoim jakże świet­nym życiu.

strega63   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz