Pozory.
Komentarze: 0
-Masz być jej niewidzialnym cieniem. Nie może zrobić żadnego kroku bez twojej wiedzy. Będziesz moimi oczami i uszami, zrozumiałeś Arn?- w komnacie było ciemno, jedynym źródłem światła były tlące się żałośnie ostatkiem sił pochodnie, które oświetlały tylko pusty tron.- Czy mnie zrozumiałeś?- powtórzyła surowym głosem królowa Nemain, która chodziła powolnym krokiem w te i z powrotem przed klęczącym mężczyzną.
- Tak pani. Zrobię wszystko co rozkażesz moja królowo.- odpowiedział pokornie Arn.
- Kiedy nadejdzie odpowiedni czas przekażę ci dalsze instrukcje. Możesz odejść.- Kontynuowała królowa nie patrząc się nawet na wstającego i kierującego się ku wyjściu Arna.- Tylko pamiętaj, ona nie może wiedzieć o twojej obecności.- Mężczyzna w odpowiedzi skłonił się lekko, dając w ten sposób znak, że zrozumiał rozkaz i wyszedł z komnaty zostawiają królową samą ze swoimi myślami.
Od wizyty w St. Louis leniwie mijały dni, tygodnie. W życiu Lani pozornie nic się nie zmieniło, wciąż wstawała rano i chodziła do szkoły, wciąż spierała się z Ericem czyja kolej jest do mycia naczyń oraz wciąż nie chciała rozmawiać o tym co stało się na dworze Ulster. Aleksandrze i Benowi opowiedziała okrojoną wersje wydarzeń, którą pomogła przygotować jej Cassandra. Nienawidziła siebie za to, że w pewien sposób okłamała rodziców. Prawda nie sprawia tyle dobrego, ile złego sprawiają jej pozory, jednak w tym przypadku nie mogła im jej powiedzieć. Dlatego za dnia starała się ze wszystkich sił nie zdradzić się, że coś ją męczy. Bała się, że jeśli ktoś zada jej głupie pytanie w stylu 'czy wszystko w porządku?', może nie wytrzymać i w chwilach łapania oddechu pomiędzy atakami płaczu powie co naprawdę leży jej na sercu. Tylko w nocy pozwalała sobie na chwilę słabości i płakała cicho w poduszkę, tak by nikt jej nie usłyszał.
Obudziła się przykuta do ściany w ciemnym pomieszczeniu, którego jedynym oświetleniem była mała świeczka postawiona w najbardziej odległym rogu komnaty. Rozglądając się powoli spostrzegła, że wciąż ma na sobie poplamioną i podarta już suknie balowa. Stopniowo zaczęła przypominać sobie co się stało. Wraz z narastającą paniką zaczęła szarpać za łańcuchy przymocowane do jej nadgarstków. Jej krzyki odbijały się echem od kamiennych ścian. W ciemnościach nagle rozbiegł się charakterystyczny dźwięk przekręcanie kluczy w zamku. Do pomieszczenia wraz z otwarciem drzwi wkradło się światło, które z początku oślepiło siedząca na ziemi dziewczynę.
- Kim.. kim jesteś? - zapytała zasłaniając oczy ręką od światła. Jej głos był ochrypły, a ona sama zmęczona walką z łańcuchami i krzykiem.
-Mogę być twoją przyjemnością lub cierpieniem moja piękna. Sama wybierz.- Odpowiedział jej niski głos.
-Błagam, wypuść mnie. Zrobię,, zrobię wszystko co zechcesz tylko..
- Oh, na to liczę.- Nie pozwolił jej dokończyć wyskoki mężczyzna z paskudnym uśmiechem, który oszpecał jego piękną twarz.
-Dokument sekcji zwłok panie poruczniku.- Powiedział do siedzącego przy biurku mężczyzny z pączkiem w zębach, młody aspirant z uśmiechem i świeżością w oczach.
-Cudownie, właśnie tego mi brakowało do śniadania.- Stwierdził z ponurą miną Bill odkładając pączek na leżący obok talerz. Czytał staranie dokumentacje strając się zapamiętać najbardziej istotne informacje.
- Dobra!- Krzyknął nagle wstając.- Co macie? - zwrócił się do trójki ludzi, którzy spierali się o coś ze sobą.
- Ofiara nazywa się Amannda Camber.- Powiedział najwyższy z grupy, klikając jednocześnie guzik na pilocie włączając w ten sposób wielki telewizor. Na jego ekranie pojawiło się zdjęcie ślicznej rudowłosej dziewczyny o szmaragdowo zielonych oczach.
- Urodziła się w Nowym Jorku, tam też mieszkała i pracowała. Tydzień temu zgłoszono jej zaginięcie.- Wtrąciła się kobieta z silnym chicagowskim akcentem.
- Wiemy po co przyjechała do St. Louis?- Zapytał Bill przecierając dłonią zmęczone oczy.
- Pokłóciła się z narzeczonym, jechała tu do rodziców, którzy mieli czekać na nią na dworcu. Dziewczyna nie zjawiła się, to oni zgłosili zaginięcie denatki.- Odpowiedziała urocza blondynka w profesjonalnie wyglądającym komplecie.- Na razie nic więcej nie mamy.
- Według Jemsa ofiara przed śmiercią uprawiała seks. Podejrzewa gwałt ponieważ na ciele denatki znalazł liczne obrażenia oraz wyraźne ślady skrępowania na nadgarstkach i kostkach. W jej krwi wykryto bardzo silny środek nasenny, który w dużej dawce może prowadzić do śmierci.
- Trzeba sprawdzić producenta leku, tak silne lekarstwa sprzedawane są tylko szpitalom.- Powiedział wysoki.
- Sprawdzę czy nie napłynęły ostatnio jakieś nowe doniesienia o gwałtach lub przemocy na kobietach w naszym mieście.- Podbiegła do swojego biurka zadowolona ze swojego pomysłu blondynka .
- Szefie jadę na miejsce zbrodni. Muszę coś sprawdzić.
- Dasz już w końcu spokój?- Zapytała pewnego dnia Cassandra widząc jak Lani dłubie bezmyślnie w swoim talerzu. Porozmawiaj o tym w końcu ze mną albo zapomnij, a nie męczysz się.- Dziewczyna nie odpowiedziała jej tylko z tępym spojrzeniem poszła odłożyć swoją tace. - Czemu udajesz, że wszystko jej w porządku? Czemu nie dasz sobie nic przetłumaczyć?- Spytała się przyjaciółki gdy ta wróciła na miejsce. Odpowiedziało jej milczenie.
-Świat jest taki dziwny.- odezwała się w końcu Lani.
- Możesz jaśniej?
- Wszystko się cały czas się zmienia, nic nie jest pewne od początku do końca. Jesteś pewna, że masz wszystko czego pragniesz, przepełnia cię szczęście i spokój, aż pewnego dnia wszystko się wali i cały twój idealny świat przepełnia bałagan i strach co przyniesie jutro.- Mówiła powolnym sennym głosem patrząc się na stojące obok krzesło.
- O czym ty bredzisz?- zirytowała się Cassandra.
- Gdzie widzisz się za kilkanaście lat Cass?
-Nie mam pojęcia. A ty gdzie widzisz się za te cholerne kilkanaście lat?- wykrzyczała Cassandra dojąc upust swojej złości.
- Ja? Za kilkanaście lat widzę się w łoży pełnym satyny. Materiał czarny jak noc będzie otulał delikatnie ciemne dębowe deski. Będę ubrana w krwisto czerwoną suknię, która będzie idealnie pasować do mizernie ułożonych włosów i delikatnego makijażu.
- O czym ty mówisz?- zdziwiła się Cassandra.
- Moje ciało będzie delikatnie muskane przez gorące płomienie. Najpierw spalą się moje włosy i suknia, później stopniowo będę przypominać potwora bez grama tłuszczu i centymetra skóry. Na koniec zostanie sam szkielet, który również nie zdoła się oprzeć zachłannym i wiecznie głodnym płomieniom. Zostanie ze mnie tylko garstka popiołu, który w połowie zostanie wysypany do morza, a w połowie zmieszany z ziemią by dać w ten sposób początek nowemu życiu. Może dumny dąb albo wieczny buk?- skończyła melancholijnym głosem.
- Jesteś dziwna Lani. - odparła Cassanda zostawiając ją samą.
- Tak, cały świat jest dziwny.- Uśmiechnęła się do siebie dziewczyna.
Dodaj komentarz