sty 12 2016

Mentalna śmierć...


Komentarze: 0

Jest ta­ki mo­ment w życiu, kiedy uświada­miasz so­bie, że umierasz.
Ale nie fi­zycznie. Tyl­ko men­talnie. Two­ja dusza ro­bi się co­raz mniej­sza, gu­bi po drodze życia co­raz więcej oder­wa­nych ka­wałków, które bru­tal­nie i często podświado­mie wyr­wa­ne zos­tają za Tobą niczym cmen­tarzys­ko pog­rze­banych nadziei, planów, marzeń...


Ale cza­sem jest już za późno, żeby to nap­ra­wić. Bo wrócić zaw­sze możesz, ale ja­ka jest gwa­ran­cja, że przyk­le­jony ka­wałek duszy znów przy sil­niej­szym pod­muchu wiat­ru nie zos­ta­nie gdzieś w ty­le?
Nie można prze­widzieć mo­men­tu, kiedy so­bie uświada­miasz swoją śmierć, ale można go od­wlec. Cza­sem z pełną świado­mością te­go co ro­bimy roz­ry­wamy swoją duszę na strzępy, prze­konując siebie sa­mego, że to nic złego, że jes­teśmy tyl­ko ludźmi...
Ale ten mo­ment w końcu nad­chodzi. Kiedy? Może w chwi­li, kiedy ko­lej­ny dzień zaczy­nasz od wyłącze­nia budzi­ka o szóstej ra­no, przep­ra­cowu­jesz w pra­cy której nie zno­sisz re­gula­mino­we osiem godzin i wra­casz do do­mu, oglądając w te­lewiz­ji ten sam głupi prog­ram co je­den, dwa, pięć wie­czorów te­mu...


Z każdym dniem jest Cię co­raz mniej. Co­raz bar­dziej poiry­towa­ny wyłączasz ten cho­ler­ny budzik, wiedząc, że przed Tobą ko­lej­ne 24h życia według daw­no już us­ta­lone­go sche­matu. Jes­teś tyl­ko ro­botem. Zap­rogra­mowa­nym na życie, które tak nap­rawdę jest już dla Ciebie czymś ko­nie­cznym, czymś co mu­sisz od­ro­bić z ja­kiegoś odgórnie nałożone­go roz­ka­zu.
I które­goś ran­ka, gdy sięgasz ręką w kierun­ku zna­jomej me­lodyj­ki, coś w To­bie pęka. Niez­na­na siła chwy­ta Cię za ra­miona i od­wra­ca do tyłu, po­kazując ki­lomet­ro­wy cmen­tarz Two­jej duszy. Zda­je się mówić: "Zo­bacz, gdzie się podziały Two­je marze­nia? Gdzie są Two­je pla­ny na życie, po­mysły, nadzieje? Ile z Ciebie jeszcze zos­tało?"


Stoisz jak wry­ty spoglądając jed­nocześnie na świat, który właśnie tworzysz, i ten, który już daw­no pog­rze­bałeś. Do­tarło już do Ciebie, że po­niosłeś naj­większą możliwą po­rażkę - przeg­rałeś z sa­mym sobą.
Bo cza­sem trud­no uwie­rzyć, że dro­ga którą idziesz pro­wadzi do sa­modes­truk­cji. A może to nie kwes­tia wiary, tyl­ko szcze­rości wo­bec sa­mego siebie?

strega63   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz