Mała dziewczynka...
Komentarze: 0
Była zupełnie zwyczajną małą dziewczynką. Spinała grube, proste włosy w mysie ogonki, skakała przez skakankę, rysowała kredą ludzi o nogach jak zapałki i cienkich szyjach na asfaltowym placu przed blokiem. Oglądała kolorowe filmy animowane, jadła makaron z truskawkami, kiedy wracała ze szkoły i dzwoniła do swoich siedmioletnich koleżanek, by poplotkować na temat ich aktualnych sympatii.
I tylko jedno różniło ją od całej reszty: zawsze fascynowało ją to, co było pod łóżkiem.
Mama opowiadała jej straszne historie o potworze, który tam się kryje. Mówiła, że w nocy to przerażające coś wypełza ze swego schronienia, wnika do jej głowy i wykrada jej sny. Rzeczywiście, dziewczynka nie śniła od czasu, gdy usłyszała o stworze spod łóżka. Jednak nie przeszkadzało jej to. Gdyby miała odzyskać swe senne marzenia, lecz nigdy więcej nie usłyszeć historii o swym przerażającym współlokatorze, nie skusiłaby się na tę propozycję. Opowieści przeszywały ją przyjemnym dreszczykiem strachu, fascynowały i stanowiły jej pożywienie. Były przepustką do innego świata. Do świata, w którym ściany są mokre i czarne, w którym wciąż słychać jakieś bliżej nie zidentyfikowane, tajemnicze odgłosy, w którym powietrze przesycone jest czyjąś obecnością.
Dziewczynka chciała dowiedzieć się, co lub kto chowa się pod jej łóżkiem. Chciała spojrzeć temu czemuś w oczy, zobaczyć jego twarz. Wyobrażała sobie, że jest ciemna jak czarnoziem, poorana głębokimi bruzdami, zdeformowana jak płody przechowywane przez Rosjan w tajnych laboratoriach. Skrupulatnie planowała, co mu powie, gdy go wreszcie pozna. Spisywała w myślach długie przemówienia przypominające retorykę pokojowych negocjatorów. Przygotowywała się psychicznie do spotkania ze stworem i wciąż, jak zahipnotyzowana, słuchała długich opowieści swojej matki.
Pewnego dnia dziewczynka wpadła na niezwykły pomysł. Nie zaśnie w nocy i wpełznie pod łóżko. W końcu dowie się, jak wygląda jej współlokator, porozmawia z nim, spojrzy mu w oczy. Zobaczy, z kim obcuje, kiedy robi się ciemno, kto pożera jej sny. By nie zasnąć, będzie patrzeć w światło aż do momentu, kiedy uzna, że może wpełznąć do kryjówki stwora.
Kiedy nadeszła noc, dziewczynka zacisnęła zęby, uśmiechnęła się do siebie, pokrzepiła kilkoma pełnymi odwagi myślami i wczołgała się prosto pod upiorny parasol łóżka, prosto w nieznaną czarną jamę. Przyzwyczajenie się do ciemności zajęło oczom dłuższą chwilę i dopiero po kilku minutach z mroku zaczęły się wyłaniać mgliste, miękkie zarysy wciąż niemożliwych do rozpoznania przedmiotów. Dziewczynka przyjrzała się im uważnie. Przypominały ludzkie dłonie, ale były mniejsze, dużo mniejsze i zbudowane z jakiejś gąbczastej materii. Wkrótce zorientowała się, że to jej własne dłonie. Wpatrywała się w ścianę, zauważyła tańczące tam czerwone ogniki i uśmiechnęła się mimo woli. Nigdzie jednak nie mogła dostrzec tego przerażającego czegoś, co pochłaniało jej sny, ziało cuchnącym oddechem i patrzało przenikliwym wzrokiem. Czuła się nieco rozczarowana, ale sama atmosfera gęstości, duszności i bliżej nieokreślonego spokoju, jaka panowała w nowo odnalezionej kryjówce otuliła ją tak kojącym ciepłem, że dziewczynka nie chciała jej opuszczać. Trwała tak do świtu, skulona w sobie jak młody jeżozwierz, aż promienie bladego słońca zaczęły szarpać ją za brzeg koszuli nocnej i zmusiły do wyjścia na spotkanie światu.
Odtąd dziewczynka co noc wpełzała pod łóżko i co noc dokładała kolejną cegłę do swojego miniaturowego grodu warownego. Zbudowała sobie wszechświat pod czarnym materacem, chroniła go bezustannie przed słońcem i cudzymi dłońmi. W ciągu dnia wciąż chodziła do szkoły i wciąż skakała przez skakankę, ale nie plotkowała już ze swoimi koleżankami. Miała swój sekret. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, dlatego starała się zachowywać tak, jak dotąd. Nie było to łatwe, bo świat wydawał jej się teraz brzydki w bladym, odkrywającym wszystkie blizny świetle, ale starała się, bardzo się starała. Najwyraźniej z dobrym skutkiem, bo nikt nie podejrzewał, a koleżanki wciąż traktowały ją życzliwie, choć z ociąganiem uczestniczyła w ich zabawach i nie śmiała się już tak promiennie, jak dotąd.
Czasem uciekała do szkolnej toalety, zamykała drzwi kabiny, siadała na desce sedesowej, podciągała nogi pod brodę i uśmiechała się do siebie.
Nie dowiedziała się wprawdzie, jak wygląda potwór spod łóżka, ale znalazła coś niezwykłego. Znalazła Drzwi.
Pewnej nocy, jak zwykle, wedle rytualnego wręcz porządku, dziewczynka wpełzła pod łóżko i jak zwykle utkwiła oczy w ścianie. Była wtedy pusta i błękitna. A kiedy nadszedł dzień, dziewczynka nie chciała wyczołgać się ze swojej jaskini. Tam, na zewnątrz, było rażące światło słońca, ludzie, wiatr i sinusoida dnia za dniem, i cały ten siedmioletni świat, do którego wcale nie tęskniła. Tu był tylko spokój, nieskończony, wielki spokój i miękkie, gęste powietrze, w którym dryfowała jak korowa łódka na pełnym morzu. Czuła się idealnie ukojona, bezemocjonalna, czysta.
A potem do pokoju wprowadziła się inna dziewczynka, a matka opowiadała jej historie o potworze spod łóżka.
Dziewczynka siedziała cicho w swojej jamie. Słuchała i kuliła się w środku. Zrozumiała, że stała się tym, co tak ją dawniej fascynowało. Stała się własnym strachem, własnym snem wchłoniętym przez czarną dziurę.
Tordis
Dodaj komentarz