Lustrzana...
Komentarze: 0
Jej lustro pokazywało chmury.
Były one tym, co zapamiętała z dzieciństwa. Ojciec brał ją często na łąkę niedaleko domu i pokazywał jej różne kształty. Razem wyobrażali sobie spokojne żeglowanie na wielkim statku i ataki smoka z ogromną paszczą.
Później, gdy ojca już nie było, samotnie wybierała się na tamtą łąkę, by poszukać znajomych postaci, lecz, nawet przez łzy, nie dała rady zobaczyć nic więcej niż skłębione masy pary.
Lustro zaś było zwyczajne, przecież zawsze takie są, aż to tego momentu.
Chmury napływały do niego powoli. Na początku zdawało się, że to tylko kurz osiadły na dawno nieczyszczonej powierzchni zwierciadła. A może i rzeczywiście był to tylko kurz, od którego zaczęło się jej szaleństwo.
Lecz kiedy się ono zaczęło? I czy można to było nazwać szaleństwem? Nie.
Lustra ukazują nam wiele rzeczy. Być może czasem naprawdę jest to tylko Twoja twarz, lecz patrząc w powierzchnię zwierciadła nie możesz się łudzić, że będzie to wszystko, co zobaczysz. Lustro zajrzy w głąb Ciebie i wygarnie Ci to, co powinno zostać ukryte. Pokaże Twoje cierpienie na twarzy, stratę wpisaną w źrenice i blade, smukłe dłonie, w których nigdy nie powinien znaleźć się nóż. Patrząc w lustro widzę anioła, który z powinności pilnuje, czego - nie wiem. Niektóre kobiety widzą tam czekoladkę, którą ukradkiem zjadły wczoraj po kolacji. Cóż w tym więc dziwnego, że ona widziała tam chmury?
Tymczasem ona nie zdołała zauważyć, kiedy zaczęły się jej problemy.
Z początku ciche, niepozorne, gromadziły się w ciemnych kątach jej mieszkania, z czasem coraz liczniejsze, silniejsze, patrzące na nią z półek porcelanowymi oczami lalek.
Gdy je dostrzegła było już zbyt późno. Dopadły ją i osaczyły, napawając się jej niknącą nadzieją. A gdy tej zabrakło, zaczęły się żywić nią.
Później, gdy wmawiano jej, że ma depresję, w lustrze pojawiła się mgła. Ciemna, szara, przytłaczająca. Objęła ona całe odbicie w posiadanie. Wiła się na odbitej podłodze i kłębiła pod lustrzanym sufitem. Gdy zza gęstej mgły nie było już widać żadnych zarysów, zaczęła ona zmieniać barwę i strukturę.
Nawet nie zauważyła, gdy z mgły ukształtowały się chmury. Białe, puszyste obłoki, w których nareszcie mogła dostrzec kształty.
Z zachwytem przystawiała więc lustro do okna i porównywała chmury w lustrze z wędrującymi po niebie. Mimo iż nie mogła dostrzec między nimi podobieństwa, zostawiła je tam, by móc czasem spojrzeć z wyższością na nudny, blady świat.
Ale problemy nie bały się lustra.
Gdy tylko wracała do domu, problemy kradły stukot jej butów, odbierały wszystkie kolory i szeptały do ucha cichym, świergotliwym dźwiękiem klimatyzacji. Zaś gdy siadała, by spojrzeć w lustro, odzywały się głośnym, bezczelnym dzwonkiem, który wzywał, by opuściła jedyne swe ukojenie i znów skoncentrowała się tylko na nich.
Próbowała wypędzić je krzykiem. Wrzeszczała przeraźliwie i rzeczywiście, problemy wycofywały się z lekkim szelestem, jak świeżo opadłe liście. Lecz gdy tylko brakło jej tchu, napływały kolejną falą, drwiąc z jej prób i daremnych wysiłków.
Gdy już zdawało jej się, że nie ma nadziei, lustro wciąż ukazywało chmury. Zaczęła ona w chmurach widzieć samą siebie. Chmury podpowiadały jej, czy może tylko lekko proponowały, co i jak trzeba zrobić, czy też może, co musi być zrobione.
Lecz problemy stawały się coraz żarłoczniejsze. Nie dawały jej spokoju nawet podczas snu, przemieniając go w pasmo udręk wycierpianych w ciemności.
A lustro kusiło.
Więc pewnego dnia wróciła i zastała w domu przejmującą ciszę.
Tak naprawdę wiedziała, że problemy nie odeszły, że czają się po kątach wystraszone tylko przez chwilę. Ale była zadowolona także i z tego. Szczęśliwa, poszła więc do kuchni i umyła nóż trzymany w ręce.
Z zachwytem zauważyła, że powróciły do niej kolory. Woda spływająca do odpływu miała piękny szkarłatny kolor.
Gdy szła do pokoju problemy siedziały na szczycie szafy niby stado wypłoszonych kruków. Wypłoszonych, a jednak wciąż głodnych.
W głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, że wrócą. Silniejsze i głodniejsze. Ale nie teraz, teraz był spokój i upragniona cisza.
Wreszcie mogła usiąść i oglądać chmury w jej lustrze.
Wkrótce potem zamurowała okno w pokoju. Chmury w lustrze były piękniejsze.
Dodaj komentarz