Czarny Anioł
Komentarze: 0
Stoję i czekam pod murem, na co – nie wiem sam. Ostatnia noc byłanajgłębsza, sen niemożliwy do odróżnienia od rzeczywistości. Gdy takleżałem na posłaniu, każdy ruch przywoływał znowu te wizje. Metalowyfotel na którym kiwała się sennie ciemnowłosa dziewczyna i odgłosynadchodzącej burzy, która zapowiadała swe panowanie rozbłyskiem woddali.
Wokół nie widać nic, jest kompletna ciemność, jedyniemdłe światło zza okna rozświetla kontury nieznajomej. Ciężko miokreślić jej wygląd twarzy, gdyż kruczo-czarne włosy sięgające do pasazasłaniają niemal całość. Siedzi przy biurku z jedną ręką opartą o blatzanurzoną we wnętrzu szuflady. Gdzieś w oddali słychać tykanieściennego zegara a ja próbuję sobie przypomnieć, gdzie ostatniowidziałem tego typu most i zbiornik wodny za oknem w otoczeniu budynkówo zabarwieniu brązu i zgniłej zieleni. Wiem, że to być może tylkokolejny wytwór mojej niepohamowanej fantazji, ale chciałbymzidentyfikować to miejsce.
Nie zdążyłem przypatrzeć sięwybitym lub podniszczonym oknom, gdy usłyszałem skrzypienie drzwi.Zwróciłem swe spojrzenie ku twarzy dziewczyny jednakże ona spuściłagłowę i powoli wstała pozostawiając dłonie daleko za sobą. Wiem, że tobył jakiś żołnierz otwierający drzwi, ale o co chodziło, nie dane mibyło się dowiedzieć.
Teraz stoję przed szaroniebieskim murem iczekam na dalsze potwierdzenie mojego ulotnego złudzenia jakieostatecznie skumulowało się zeszłej nocy, kiedy mogłem ją niemaldotknąć, namacalnie udowodnić, że nie jest marą, jest prawdziwa.
Pięćdni nieustannych poszukiwań i wreszcie te miejsce, w pobliżu mostuAuntumbreak i zapomnianej przez wszystkich części miasta po okrutnejrzezi, która trwale odcisnęła swe piętno na kartach historii.Zapomniane, porzucone niczym oddzielne miasto w rzeczywistości będącejedynie dzielnicą innego. To chore ale dla nich było zbawieniem, tychsetek ludzi pozbawionych dachu nad głową. Gdy pakowali ich jak bydło wobszar dotknięty zarazą, budowle przesiąknięte śmiercią wręcz napawałysię mordem, że dostarczono im kolejnej dawki uzależniającegopożywienia, żywicieli.
Ze śmiechem zamykali okratowaną bramę,bez najmniejszego wahania podłączali do prądu stalowy mur a potemobserwowali żałosny skowyt i płacz pełen goryczy i cierpienia, gdyludzie próbowali uciec dokądkolwiek, byle nie w paszczę zatracenia.Paraliżujący opór prądu skutecznie odrzucał ich od pomysłu ucieczkigłównym wejściem, a wtedy jedynym sensownym wyjściem było zapomnieć ojakimkolwiek zbawieniu i przygotowanie się na najgorsze. Chirrdawn,rejon śmierci i rzekomego osiedla mieszkalnego.
Dziśopustoszałe, straszy pustkami i złowieszczą legendą przeszłości. Jedna,niemal obsesyjna myśl drążyła mój umysł i wiele bym dał, by nie okazałasię prawdą, nie mając wyjścia niemal zmuszony przez samego siebiewbiegłem do wnętrza stęchłej budowli.
Nigdy nie czułem czegośtakiego, niemal miałem wrażenie, że ściany mają oczy, ktoś stawał zamną, szarpał prawie niezauważalnie fragment niby płaszcza jaki wówczasmiałem na sobie. Wnikając w strukturę kompleksu, obłęd mój narastałcoraz bardziej, gdy mijałem kolejne korytarze i wchodziłem doposzczególnych pokoi. Byłem bliski szaleństwa, gdy nagle, na jednej ześcian okaleczona twarz wykwitła w upiornym uśmiechu szczerząc zęby domnie spod lekko opuszczonych oczu. Odrapane, zbutwiałe drzwi, czy to zanimi czaiła się odpowiedź? Czy, gdy otworzę objawi się mój sen w całejswej okazałości?
Z niejakim oporem naciskałem na klamkęwsłuchując się maniakalnie w szczęk zardzewiałego metalu niemal tensam, jaki słyszałem wtedy. Gwałtownym ruchem dokończyłem tą skrzypiącąagonię i moim oczom ukazało się niemal to samo biurko, jednakże fotel,na którym uprzednio siedziała dziewczyna okazał się pusty. Czy byłajednym z więźniów przeklętego osiedla, gdy nadeszła zaraza, czy też…zdarzyło się to przed ewakuacją zdrowych mieszkańców? Kolejnespojrzenie na dowód moich wyimaginowanych przypuszczeń, ten sam widokna most pośrodku zbiornika za oknem.
Wyszedłem pośpiesznie niemaltrzaskając drzwiami, nawet nie chcąc dać się upewnić, jaki kształtmignął mi w szparze zamykanych drzwi, twarz na ścianie wystarczyła mi wzupełności, niemal biegłem po schodach na dół, tłukąc niemiłosierniebutami w drzazgi roznoszące się w powietrzu ze starych desek na wpółdrewnianego mostu.
Była już noc, a ja dalej stałem jak jakiśidiota pod tym murem oczekując jakiejś odpowiedzi, która nie nadeszłaod razu. Wracałem przez las, który nie za bardzo działał na mojąwyobraźnię, jakby upiory Chirrdawn dostatecznie ją nasyciły. Rozważającw głowie tysiące różnych możliwości, a także jutrzejszy dzieńpowszechnego święta coraz bardziej nabierałem przekonania o ciekawieprzeżytym, ale mimo to straconym dniu kończącego się tygodnia.
Naglemoją uwagę przykuła brama. Nie taka zwyczajna, wiedziałem, że są tozabudowania wojskowe, jednak ciekawość przezwyciężyła świadomość, że toniebezpieczne lub niedozwolone. Gdy byłem już za bramą musiałem przejśćkawał nieźle zarośniętej polany, by ujrzeć, że znajduję się na stromymzboczu, a poniżej znajduje się przejście strażnicze, najpewniej dlatych, którzy udają się na przepustki dla ograniczenia swawolnycheskapad do pobliskiego night-clubu. Trochę z ciekawości, a trochę zobawy podchodziłem tyłami budynku, by nie zwrócić na siebie uwagi iusiadłem pod ścianą w milczeniu.
Powinienem wspiąć się na todrzewo, tak, to dobry pomysł, który po krótkiej chwili zacząłemrealizować, skąd jednak mogłem przewidzieć, że się załamie, a ja pokrótkiej chwili najpierw uderzę głową o ścianę, a potem osunę się jakszmaciana lalka ku ziemi. Słyszałem różne głosy, jakiś szeregowy kogośwzywał, potem już tylko czułem, jak mnie wloką jak trupa, nie wiem czyna noszach, nie pamiętam.
Jedyne co mnie w tej chwiliobchodziło, to obraz tamtej dziewczyny, nie wiem dlaczego, alewidziałem jak stoję za jakimś żołnierzem a w uszach szumi mi jakiśdziwny odgłos łoskotu, być może mojego serca, ale tak nie powinno bićżadne, zwyczajne lub nie. Wokół kręci się mnóstwo strażników, tak więcjedynym sensownym wyjściem okazuje się skok do zbiornika wodnego, wokółktórego wybudowano to wszystko. Zanurzam się, woda okazuje się głębszaniż przypuszczałem, lecz ponownie, nie pamiętam czegokolwiek, w tym, żesię topię.
Wszystko ucichło, leżę na jakimś łóżku, które podłuższych oględzinach, gdy równowaga i wzrok wrócił do normy okazałosię być stołem. Na niektórych ręcznikach i szmatach widzę mnóstwo krwi,ale jej widok nie przeraża mnie tak bardzo, wręcz jak jakiegoś wampiranapawa pragnieniem ciała zmieszanym ze spokojem ducha. Wybiegam iwchodzę do drzwi obok zapominając ile pięter właśnie zaliczam.
Niepohamowaneodczucie każe mi biec przez wszystkie nieznane miejsca kończące się zadrzwiami obsadzonymi pleksiglasem. Teraz spokojniej wkraczam na schodyi odruchowo chwytam się rury podciągając pod sufit, gdy nadchodząstrażnicy. Gdy odeszli, ostrożnie podszedłem do szyby białegopomieszczenia. Wewnątrz niego siedziały dwie dziewczyny.
Jedna,która swym człowieczeństwem bijącym z twarzy epatowała wręcz lękiemzmieszanym z wrażliwością, lecz mimo to czułem do niej odrazę i wstręt.Druga, bliźniaczo niemal podobna do sąsiadki, lecz z jej twarzy biłozupełnie coś innego. Nie znalazłem tam czułości a drapieżność, mimo tozawierała w sobie wielką delikatność i coś o wiele głębszego, niedającego się opisać słowami, zupełne przeciwieństwo niezwyklecielesnej, pierwszej dziewczyny. Po chwili wyszły, a ja miałem czas nasobie tylko wiadome przypuszczenia.
Takich historii słyszałemna pęczki a mimo to jakoś dawałem w nie wiarę, lecz nie bezgranicznie,z niejakim dystansem więc podsłuchiwałem, o czym mówił starszymężczyzna w białym fartuchu. Zmieszany wybiegłem na schody, znowusłysząc znajomy szczęk metalu spadający na mnie z tyłu. Mniemam, żechciał mnie ogłuszyć, jednak chyba nie do końca mu się to udało, gdyżkiedy wrócił nie zastał mnie leżącego bezwładnie, aby skrępować mi ręcesznurem.
Byłem już na dole, być może ryzykowałem wiele dla tejchwili, lecz ona była dla mnie wiecznością. Tak a nie inaczej sięstało, gdy doczołgałem się do końca schodów i gdy podniosłem głowę znadposadzki, moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna, która przyśniła misię zeszłej nocy. Mało tego, była to ta sama, która siedziała w białympokoju z tą pierwszą, bliźniaczo do niej podobną. Zanim zamknęły siędrzwi, zanim zorientowali się oni i wreszcie, zanim zaczęli cokolwiekmówić, wołać, robić – wstałem, ruchem niemalże manekina po czymchybotliwie wbiegłem w zamykające się wejście.
Stało się cośdziwnego, albo mi się to wszystko wydawało, albo tych ludzi wcale tamnie było, faktem jest to, że po chwili, która okazała się być niezwykledługą, buchnąłem w ścianę, po czym znalazłem się w opustoszałympomieszczeniu z tunelami dla wyjazdów samochodowych. W jednym z nichstała nieruchomo Ona, wpatrując się nie do końca bez wyrazu we mnie.Podziękowanie? Wątpię w to. Jedyne czego byłem pewny, gdy zebrałem wsobie na tyle odwagi, by objąć ją w pół było to, że cały ten gmach jestabsolutnie pusty i w tej jednej chwili przestało w nim istnieć wszelkieżycie, a ona była tego powodem jak i mój gest.
Pośród całejniewiedzy i niejasności, jednego mogłem być pewien zawsze – byładuchem, a ja mogłem ją dotknąć i nie czułem w tym żadnego lęku, żeduchy są niematerialne, ale nie ona…
Spojrzałem w jej oczy lecznie znalazłem odpowiedzi, mało tego, już nigdy nie poznam odpowiedzi,której żadna istota żywa i tak pojąć niezdolna. Nie potrzebowałemrozumieć, Ona stała przede mną najwymowniejszą odpowiedzią, którejoczekiwałem od początku. Nie musiałem pytać co dalej, odpowiedź padławśród ciszy i milczenia.
Nie chcę wiedzieć, jeśli mam przed sobą odpowiedź spełniającą więcej niż mógł mi dać każdy zwyczajny sen lub złudzenie.
Napisane przez Henito Kisou
Dodaj komentarz